Aktualności
Widzieć jaśniej. Rozmowa z Leną Frankiewicz
01/06/2024
Próby spektaklu Feblik Małgorzaty Maciejewskiej: Lena Frankiewicz – reżyserka. Fot. Marta Ankiersztejn
Lena Frankiewicz pracuje nad dramatem Feblik→ Małgorzaty Maciejewskiej. „Młodość jest zawsze «bardziej», widzi więcej i jaśniej – mówi reżyserka. – Główna bohaterka, dojrzewająca Mania potrafi dostrzec i bezpardonowo obnażyć absurdalność rzeczywistości i obłudę świata, dlatego w pewnym momencie staje się dla wiejskiej społeczności tak niebezpieczna. To, co mnie najbardziej dotknęło w tym dramacie, to postępowanie wspólnoty wobec Mani. Oni nie poświęcają jej uwagi, traktują obcesowo, protekcjonalnie, czasami wręcz okrutnie. Bardzo ważna wydaje mi się również płaszczyzna, na której ten tekst tak głęboko rezonuje z obecną sytuacją młodych ludzi”.
Premiera przedstawienia – 14 czerwca na Scenie Studio.
W tym zaskakującym dramacie rzecz rozgrywa się w magicznym niby-wiejskim świecie, w małej społeczności, w której dorastają grana przez Elżbietę Zajko główna bohaterka Mania i Kasiula – w tej roli Aleksandra Sroka. Jaka jest ta wspólnota, na czym polega jej fenomen?
Myślę, że jest przede wszystkim wychłodzona. Dramat nie bez przyczyny wpisany został w cykl przyrody. Punktem wyjściowym jest pora zimowa – chłód, zamrożenie, w końcu roztopy i rozkwitanie. Społeczność jest tu nieuważna, nieczuła wobec dziewcząt, wobec ich kiełkującej młodości i pączkującego, dojrzewającego ciała. Rządzi nią strach, podszyta jest lękiem wobec wszystkiego, co nienazwane, wymykające się schematom, nienormatywne; po prostu – inne. A przecież w inności i różnorodności tkwi całe piękno naszego świata. Umiejscowienie przez Małgorzatę Maciejewską tego „innego” w ciele dojrzewającej dziewczyny wydało mi się bardzo ciekawe i empatyczne. Dziewczyny i ich uczucia zagrażają bezpieczeństwu tej pełnej uprzedzeń wspólnoty, która za wszelką cenę chce utrwalać ustalony porządek, konserwować społeczny ład.
Jednak posiłkowanie się wiejskim imaginarium i baśniowością służy ukazaniu ukrytych, czasami pierwotnych, podświadomych mechanizmów, które mogą rządzić każdą społecznością. I w tym sensie jest to tekst bardzo uniwersalny. Małgorzata często podkreśla, że ten tekst wyniknął z potrzeby zbudowania nowej mitologii, ujęcia wiejskiego pejzażu w sposób nieprotekcjonalny, pamiętając równocześnie, że jest to nasze genetyczne, historyczne i społeczne dziedzictwo. W Febliku wspólnota czerpie swoje soki z religijnego, ale i pogańskiego podglebia. Wiara miesza się tu z zabobonem. Fakt, że kogoś należy nadziać na kij i spalić, żeby obrodziło, jawi się jako jakaś upiorna fantazja, a jednak ten świat wcale nie jest odległy, staje się bliski, wiele jego elementów rozpoznajemy jako dziwnie znajome.
Odnalazłaś się w nim?
Bardzo szybko. I mocno odczułam. On się we mnie cały czas mości, rozpycha i z radością obserwuję, że podobny proces zachodzi w przypadku aktorów. Bo ten tekst jest i straszny, i śmieszny, i mroczny, i dowcipny; doskonale zbalansowany, inspirujący. Stanowi ogromną pożywkę dla mojej wyobraźni. Można całkowicie mu zawierzyć. Obiera się go jak cebulę, odsłaniając kolejne warstwy; nowe i nowe sensy i możliwości.
Próby spektaklu Feblik Małgorzaty Maciejewskiej: Anna Grycewicz (Matka), Piotr Grabowski (Pleban), Beata Fudalej (Babka), Joanna Gryga (Bartkowa), Paweł Tołwiński (Ojciec), Lena Frankiewicz – reżyserka. Fot. Marta Ankiersztejn
A jaki był pierwszy impuls, co Cię w nim ujęło?
Młodość! Czas, kiedy chcemy dotykać wszystkiego, intensywnie doświadczać, bo pragniemy odpowiedzieć sobie na pytanie, kim jestem. Mocniej odczuwamy, przeżywamy. Wydaje się nam, że nie ma żadnych ograniczeń. Młodość jest zawsze „bardziej”, widzi więcej i jaśniej – w tym swoim stwarzaniu się, w rozwibrowaniu, w przekształceniach ciała, budzeniu się Erosa. W wieku nastoletnim kora przedczołowa, jak wiadomo, nie jest jeszcze w pełni ukształtowana. Zmieniają się reguły i sposób odczuwania świata, co pozwala na gesty szalone, prowokujące. Młodość to taki czas ekstremalny.
Można powiedzieć, że Mania i Kasiula rozsadzają ten świat, są w pewnym sensie rewolucjonistkami?
Tak, to jest potencjał rewolucyjny – dwie dorastające dziewczyny zagrażają porządkowi społecznej struktury. Dojrzewająca Mania potrafi dostrzec i w sposób bezpardonowy obnażyć absurdalność rzeczywistości i obłudę świata, zdemaskować uprzedzenia, dlatego w pewnym momencie staje się dla tej społeczności tak niebezpieczna. Wobec świata dorosłych w swojej walce o autonomię i podmiotowość jest zupełnie sama. Czasem towarzyszy jej – z pewnej odległości – jedynie Kasiula, najbardziej zagadkowa i nieobliczalna postać tego tekstu, która wyzwala w Mani rozmaite gesty buntu i pomaga dotrzeć do nieuświadomionego.
To, co mnie najbardziej dotknęło w tym dramacie, to postępowanie wspólnoty wobec Mani. Oni nie poświęcają jej uwagi, traktują obcesowo, protekcjonalnie, czasami wręcz okrutnie. Bardzo ważna wydaje mi się również płaszczyzna, na której ten tekst tak głęboko rezonuje z obecną sytuacją młodych ludzi, którzy, jak wiemy, są dzisiaj w wielkim kłopocie w związku z technologią i wielością bodźców, na które są narażeni. Spustoszenia dokonała też pandemia, zapotrzebowanie na opiekę psychologiczną i psychiatryczną ogromnie wzrosło. Wychowuję dorastających synów i wiem, jak bardzo istotne jest, żeby pozwalać im na ekspresję emocji, na ten wielki eksperyment w poszukiwaniu „kim jestem”. A jednocześnie przy tym wszystkim poświęcać im uwagę. Nie chodzi o to, by być inwazyjnym, kontrolującym rodzicem, warto jednak stać w pewnej odległości, przyglądać się i mówić: „jeżeli mnie potrzebujesz – jestem; wiem, że jest ci trudno; rozumiem cię; jesteś w porządku taki, jaki jesteś”. A przede wszystkim nie oceniać i nie wyszydzać.
Mania jest bezustannie, można powiedzieć, na widelcu.
Jest cały czas oceniana, „ważona”, „mierzona”, poddawana najróżniejszym gestom przemocy. I ten rodzaj drwiny, pogardy jest czymś okropnym. Społeczność patrzy na nią tylko pod kątem użyteczności. Jak podrośnie, to się przyda jako opiekunka czy matka. Jak się zestarzeje, będzie dobrym nawozem pod ziemniaki jak Babka [w tej roli Beata Fudalej]. Ojciec [gra go Paweł Tołwiński] Manię kompletnie ignoruje. Dopóki była dzieckiem i bawiła się patykami, można jej było poświęcić jako taką uwagę, ale teraz, kiedy dojrzewa, jej seksualność Ojca żenuje i zawstydza, natomiast Matkę [Anna Grycewicz] niepokoi. Matka doprowadza zresztą do kompromitacji Mani, dochodząc, co tam jej spod bluzki wystaje.
Mam wrażenie, że dla młodego człowieka nie ma nic gorszego niż zawstydzenie go czy wyszydzenie. On jest w takiej sytuacji kompletnie bezbronny. Słyszeliśmy już o tak wielu dramatycznych zdarzeniach w naszym społeczeństwie, gdzie w wyniku piętnowania inności, także seksualności wśród dzieci i młodych ludzi dochodziło do tragedii. To wszystko niedosłownie, niejednoznacznie i niepublicystycznie jest ujęte w tym dramacie. Wielki krzyk o zrozumienie i uważność świata dorosłych, o nowy rodzaj porozumienia.
„Prawdę tam [w Zamku] trzymają, ale przecież jej nikt we wsi nieciekawy” – powie Mania, która chce poznawać w przeciwieństwie do wspólnoty, w której przyszło jej żyć.
A Cygan nie bez kozery powie: „Castrum Verum – prawdy serum”. W Zamku, z którym przyjechał do wsi cygański tabor, nie ma obłudy. Zamek pozwala przełamać schemat i dotrzeć do samego szpiku prawdy o sobie i świecie. Jest jak czerwona pigułka w Matrixie. Nomadyczna społeczność cygańska jest niejako opozycją wobec konserwatywnej wiejskiej wspólnoty. Jest otwarta, wyzwolona, w naszej inscenizacji będzie trochę hipisowska. Odzwierciedla to, o co walczy Mania – o możliwość akceptacji własnego ciała i seksualności, o niezależność, podmiotowość. Wolność – po prostu.
Próby spektaklu Feblik Małgorzaty Maciejewskiej: Lena Frankiewicz – reżyserka. Fot. Marta Ankiersztejn
Bardzo smutna jest za to konstatacja Babki: „Kura na nic nie czeka, dlatego dostaje”…
Cieszę się, że nawiązujesz do tej sceny, bo rozmowa Babki z wnuczką jest kluczowa i przełomowa dla Mani. Na próbach często mówimy, że Mania to taki wiejski Hamlet. Babka rzuca jej obślinioną bułkę, a ona jak Hamlet z czaszką Yoricka, zastanawia się nad tym z gruntu niedoskonałym urządzeniem świata. Czy więc biernie czekać i przyjmować los, być potulną, posłuszną, nie stawiać oporu, tak jak sugeruje Babka, czy może jednak dokonać pewnego przekroczenia? Sens naszemu życiu nadajemy poprzez działanie, a nie jego brak. Za tę postawę Mania zostaje surowo ukarana „odchabazianiem” – to bardzo mocna scena kary za… mówienie prawdy.
„Odchabazić”, „wióry pomodzić”, „rozpuc” – jak pracujecie na tym niezwykłym poetyckim językiem?
Aktorzy żartują, że ucząc się tekstu, mają czasem wrażenie, że mówią w obcym języku. Rzeczywiście poprzez swoją składnię i różnego rodzaju językowe artefakty nie jest łatwy. Jednocześnie ta forma właśnie stwarza szansę na świat piękny, osobliwy i przedziwny… W związku z tym przywiązuję do tej materii językowej wielką wagę, bo to ona w dużej mierze stanowi o sensie i urodzie tego utworu, konstruuje rzeczywistość. Natomiast muzyka skomponowana przez Miłosza Pękalę prowadzi nas torami podziemnymi, mocno dotyka wewnętrznego świata bohaterów. Jest niesamowicie inspirująca. Fascynujące jest również, w jaki sposób oba te komponenty się uzupełniają, jak ze sobą gadają. W kontekście fizyczności i cielesności, o której mówiłam wcześniej, bardzo istotnym elementem jest nasza praca z choreografką, Agnieszką Kryst, która pozwala „rozpychać” język tej opowieści poprzez ciało i badanie jego granic.
A jak ten niecodzienny świat przedstawić scenograficznie, jak go pomieścić?
Barbara Hanicka znalazła nieoczywiste, syntetyzujące rozwiązanie. Miejsce jest surowe, czasami wręcz siermiężne, a jednak w pewnym momencie odsłania swoją podskórną warstwę – rozkwitanie i rozbuchaną naturę. Jest drewno, będą też, tak istotne w tym utworze, zwierzęta. Mogę powiedzieć, że metaforą tej zamkniętej społeczności i jej ograniczeń są kury, które, chociaż mają skrzydła, nie potrafią nigdzie polecieć. „Bóg je oszukał obietnicą lotu…” – mówi Mania.
Próby spektaklu Feblik Małgorzaty Maciejewskiej: Lena Frankiewicz – reżyserka, Elżbieta Zajko (Mania), Aleksandra Sroka (Kasiula). Fot. Marta Ankiersztejn
I na koniec – czym jest tytułowy feblik?
Młodzież pewnie by dziś powiedziała: „mieć na kogoś krasza”. Słowo zostało zaczerpnięte z Lalki Prusa, opisuje afekt Izabeli Łęckiej, która „miała feblik do Molinariego”, pochodzi od francuskiego la faiblesse, oznaczającego słabość. Jednak rzecz w tym, że ta słabość może się ulotnić albo przekierować na zupełnie inny obiekt; może też przerodzić się w burzę afektów, gorące uczucie. Słowo jest trochę tajemnicze, trochę dziwne, świetnie oddaje naturę tego niejednoznacznego, zagadkowego dramatu. Teraz pracujemy nad ostatnimi scenami, przygotowujemy się do finału. Sądzę, że i my już się „zafeblikowaliśmy”. Aktorzy wspaniale projektują ten świat. Każdy wniósł swój pierwiastek szaleństwa, czegoś nieobliczalnego. Bardzo mi zależało na tym, by nie działać grzecznie, zachowawczo, tylko stwarzać ten świat w kondycji jakiegoś wewnętrznego twista, „odpału”, zabawy absurdem, uciekać od rodzajowości i sytuacyjnego realizmu. Mogę zdradzić, że w spektaklu będzie scena, w której wszyscy ulegają feblikowi. A wracając do pytania o moje pierwsze wrażenia po lekturze, muszę dodać, że tę właśnie scenę zobaczyłam od razu. Feblik roznosi się w niej jak wirus.
Rozmawiała: Monika Mokrzycka-Pokora (materiał własny Teatru; w przypadku publikacji fragmentów prosimy o podanie źródła)
Strona przedstawienia Feblik →
premiera: 14 czerwca 2024, godz. 19:00, Scena Studio