Aktualności
Życie wyobrażone. Rozmowa z Kubą Kowalskim
29/04/2019
Kuba Kowalski pracuje nad Heddą Gabler Henrika Ibsena. W roli tytułowej – Wiktoria Gorodeckaja. Premiera 10 maja na Scenie przy Wierzbowej.
„Hedda jest postacią w kryzysie, wciąż siebie szuka – mówi reżyser. – Poprzeczka w tym dramacie ustawiona jest wysoko – co zrobić ze swoim życiem, żeby miało ono wagę?”
Wolność to temat naczelny. Jesteśmy przyzwyczajeni do myślenia o Ibsenie – przede wszystkim za sprawą jego Nory – jako o autorze, który zajmował się wolnością kobiet w społeczeństwie. I w takim ujęciu to zagadnienie w Heddzie… także jest obecne. Na przykład w bardzo ciekawy sposób ten temat prowadzimy z Dominiką Kluźniak – Panią Elvsted. To bohaterka, która, mówiąc dzisiejszym językiem, walczy o siebie na rynku pracy, zostawia męża, dzieci, jej decyzje są ryzykowne, mają swój ciężar. Natomiast tytułowa Hedda ma w sobie coś pierwotnego, atawistycznego. Poza potrzebą wyzwolenia się z szeroko rozumianego konwenansu, jest w niej krzyk przeciwko prawom biologii – Hedda jest w ciąży, w której być nie chce. Postrzega ją jako wielki dramat, swoje upośledzenie, uwięzienie. Do samego końca zaciekle walczy o swoją niezależność. Nie chce być żoną, matką, czyli tym wszystkim, czego oczekuje się od kobiety w pewnym wieku. W tę postać wpisana jest absolutna niechęć wchodzenia w jakąkolwiek relację, która by ją ograniczała lub w ogóle definiowała. Hedda Gabler to marzenie o całkowitej i bezkompromisowej wolności.
Drugi istotny temat to pragnienie piękna i to w bardzo współczesnym ujęciu. Główna bohaterka ma poczucie, że to, co życie ma jej do zaoferowania, jest niezwykle prozaiczne, małe, byle jakie. W dzisiejszych czasach, w których media nieustannie sprzedają nam obrazy idealnego życia, nienasycenie Heddy jest symptomatyczne. Hedda jest na swój sposób młodszą siostrą Emmy Bovary*. Ona także rozpaczliwie szukała przeżycia większego niż to, które życie – w jej spokojnym, mieszczańskim świecie – może jej dać. Co ciekawe, Emma rzucała się w romanse, szybko weryfikowane i ośmieszane, ale jednak zatracała się w mężczyznach. Tymczasem Hedda mówi: „Ja nigdy nie wyskakuję z pociągu…” Jakby to już nie wystarczało, zostało już sprawdzone, zbadane, i okazało się zbyt banalne.
* Kuba Kowalski w 2015 roku zaadaptował na scenę i wyreżyserował Panią Bovary Flauberta w Teatrze im. Osterwy w Lublinie.
Jakich rozwiązań inscenizacyjnych poszukujecie?
Staramy się pomijać XIX-wieczną rodzajowość. Scenografia, której autorem jest Arek Ślesiński, jest minimalistyczna. To pomysł na przestrzeń subiektywną, wewnętrzną przestrzeń Heddy. Zresztą Ibsen też to zapisał – bohaterka jest tajemniczo uwięziona w mieszkaniu, wszyscy, którzy do niej przychodzą, oglądają ją trochę jak okaz czy trofeum. Ważnym elementem w tej przestrzeni jest fortepian, który odsyła do klasycznego wyobrażenia piękna, a jednocześnie jest swego rodzaju encefalografem, przedstawiającym emocjonalne stany Heddy. Heddę gra Wiktoria Gorodeckaja, która potrafi połączyć niezwykłą siłę i świadomość siebie z ogromną subtelnością. Muzykę komponuje i będzie wykonywał na żywo Radek Duda. Dużo rzeczy próbujemy opowiedzieć za pomocą ciała. Chcemy, aby ruch sceniczny – a choreografią zajmuje się Łukasz Przytarski – także niósł sensy, był przeciwwagą dla tekstu. Próbujemy oderwać się od gadających głów na kanapie.
Ibsen rozkłada mieszczański świat na części pierwsze. Mamy małżeństwo, które musi, przynajmniej na zewnątrz, wyglądać na zgodne, a co za tym idzie musi zaowocować dzieckiem. Mąż Heddy, Tesman, musi otrzymać prestiżową posadę, która w oczach świata potwierdzi jego wartość. Kupują wytworny dom, na który ich nie stać, ale znowu – jest on niezbędny, żeby dopełnić obrazu szczęśliwego życia. Co ciekawe, to chyba jeden z pierwszych dramatów, w którym bohaterowie zaczynają bajeczne życie na kredyt! Jest wreszcie potrzeba odbicia tego szczęśliwego obrazka w oczach innych – stąd potrzeba tego, co Ibsen nazywa „zaufanym kręgiem towarzyskim”. Reprezentuje go postać Bracka, człowieka zakłamanego i bezwzględnego, który nieustannie patrzy i ocenia. Tak naprawdę świat mieszczańskich konwenansów niewiele się zmienił od czasów Ibsena. Mieszczaństwo przejawia się w życiu na pokaz, w bezmyślnym powtarzaniu schematów, gotowych scenariuszy i w braku fantazji czy odwagi, by poza nie wykroczyć. Hedda dusi się w tym świecie i nie może pogodzić z myślą, że w gruncie rzeczy wszyscy żyjemy bardzo podobnie. Hedda chciałaby żyć inaczej.
Czego boi się najbardziej?
Hedda boi się odsłonić. Gardzi słabością, nie pozwala sobie na nią, a jeżeli już się z nią zdradzi, to sama się za nią karze. Myślę, że ten wymóg bycia silną może zabrzmieć znajomo dla dzisiejszych kobiet. Ale najbardziej Hedda boi się drugiego człowieka. Jest w niej paniczny lęk przed demaskacją i bliskością.
Boi się odsłonić, a jednocześnie mówi, że się nudzi?
To jest raczej przerażająca pustka. Poprzeczka w tym dramacie ustawiona jest wysoko, jest w nim zapisany, mówiąc górnolotnie, kryzys egzystencjalny. Co zrobić ze swoim życiem, żeby miało ono wagę? „Ja się nudzę” to znaczy, że mam wrażenie, że nie istnieję. Hedda jest postacią w kryzysie, wciąż siebie szuka. Trudno ją zaklasyfikować, trudno uchwycić stosunek Ibsena do swojej bohaterki. Z jednej strony mamy jej wymiar tragiczny, wzniosły – buntuje się przecież przeciwko zakłamaniu i przemocy naszego świata. Z drugiej strony Hedda jest groteskowa – w niej samej jest jakaś nieumiejętność i niemożność życia. Egzaltowana mieszczka, która buduje zamki na piasku. Jest kobietą nowoczesną, więc w Boga nie wierzy; nie jest artystką, więc nie tworzy. Zaczyna więc rozpaczliwie manipulować ludźmi, próbuje tak pokierować ich życiem, żeby samej coś poczuć. Ibsen jest wobec niej czuły, ale też boleśnie ironiczny.
Gigantyczna robota, tam jest tego tak strasznie dużo… (śmiech). To jest materiał, który naprawdę zachęca do poszukiwania głębokiej, niebanalnej psychologii. Pracuję z szóstką znakomitych aktorów i przy kolejnych lekturach tekstu wciąż okazuje się, że z jednej strony wymaga on ogromnej pracy analitycznej, jest niezwykle gęsty, a z drugiej – dość anarchiczny, pełen sprzeczności i fałszywych tropów. Jestem głęboko przekonany, że Ibsen nie napisał sztuki dobrze skrojonej, nie napisał też sztuki z kluczem; sztuki, którą można by otworzyć jednym wytrychem. Nasza praca polega na tym, by dokonać ogromnego wysiłku i nazwać te wszystkie relacje, a potem wpuścić tam szaleństwo. Mam wrażenie, że dopiero wtedy będziemy wierni autorowi.
To, co kryje się pod siecią tych zależności, jest drastyczne.
Drastyczne i przede wszystkim ogromnie zakłamane. Są tam mechanizmy oszukiwania siebie nawzajem, ale – co ważniejsze i ciekawsze – oszukiwania siebie samych. „No, teraz już jestem szanowanym i szczęśliwym człowiekiem, który coś osiągnął” – myśli Jørgen Tesman. Odpowiedzią Heddy na to samookłamywanie jej męża jest życie na zupełnie innym poziomie ułudy. Hedda wybiera życie w świecie fantazji, życie wyobrażone. Wydaje się to bardzo proste, a jednak temat jest ogromny – rozdźwięk między rzeczywistością, a jej wyobrażeniem. Myślę, że dramat Ibsena jest także o tym głębokim rozdźwięku.
Na zdjęciach: próby do Heddy Gabler Henrika Ibsena. Fot. Krzysztof Bieliński
Od góry:
– Dominika Kluźniak (Pani Elvsted), Kuba Kowalski – reżyser, Oskar Hamerski (Jørgen Tesman)
– Wiktoria Gorodeckaja (Hedda Tesman)
– Radosław Duda – kompozytor, Wiktoria Gorodeckaja (Hedda Tesman)
Rozmawiała: Monika Mokrzycka-Pokora (materiał własny Teatru; w przypadku publikacji fragmentów prosimy o podanie źródła)
Strona przedstawienia Hedda Gabler →
premiera: 10 maja 2019, godz. 19:30, Scena przy Wierzbowej im. Jerzego Grzegorzewskiego