Aktualności
„Alicji Kraina Czarów” – wybór recenzji
24/03/2023
Przedstawiamy wybór recenzji i opinii po premierze Alicji Krainy Czarów wg Lewisa Carrolla w reżyserii Sławomira Narlocha:
Henryk Simon (Chórzysta), Kacper Matula (Chórzysta), Paweł Paprocki (Szalony Kapelusznik), Hubert Paszkiewicz (Chórzysta), Michał Pietruczuk (Synek), Piotr Piksa (Śpiewak) w spektaklu Alicji Kraina Czarów wg Lewisa Carrolla w reżyserii Sławomira Narlocha. Fot. Marta Ankiersztejn
„Spektakl wsysa widza, zalewa, pochłania. Alicja... nie pozwala się oderwać. Daje wielką radość bycia wewnątrz wykreowanego przez Sławomira Narlocha świata. Oddala zaś od świata codziennego – tego za murem teatru. Muzyka, piosenki, świat na scenie to wszystko ciągnie nas i nie ma ani chwili, ani jednej dekoracji, kostiumu na granicy kiczu – co przy takim rozmachu, panoramie, wielości postaci – mogłoby się zdarzyć. Wyobraźnia twórców daje nam piękny, chwilami dotkliwy, dojmujący sen. Wielka imaginacja. Wielka fantazja. Wielka wyobraźnia. Emma z opowieści Tove Jansson chyba lubiłaby ten spektakl... […] Zachwyca mnie również fakt, że Alicji Kraina Czarów... w Narodowym jest w gruncie rzeczy spektaklem ludzi młodych, bardzo młodych – miałam wrażenie silnej więzi całego zespołu, któremu sprawiało radość, że na scenie wreszcie urzeczywistnia się Ich praca, pomysły, wyobraźnia, wspólna zabawa. […] Tak, to chyba spektakl, który widziany w dzieciństwie, będzie powracał w małych widzach, kiedy dorosną – nawet, a może trochę dlatego właśnie – że z pewnością nie wszystko było dla nich jasne, oczywiste i zrozumiałe. Siła jednak wszechmocy magii, czarów i wyobraźni obecna w tej adaptacji Alicji... jest tak wielka, że obrazy, pytania, piosenki zostaną na długo. Może na zawsze. Będą budzić tęsknotę za czymś, co minęło, czego nie da się jasno określić – do rozumienia człowieka, siebie, do metafizyki po prostu” – zauważa Maja Komorowska na swoim profilu na Facebooku. Czytaj więcej
„Pierwsza scena zapiera dech w piersiach. Nagromadzenie aktorów, muzyków, doskonała scenografia Martyny Kander i światło wyreżyserowane przez Karolinę Gębską robią ogromne wrażenie. Ten obraz żyje, oddycha i śpiewa. Aż chce się zawołać: »Chwilo trwaj« i wejść do środka. Gdyby chcieć znaleźć tylko jeden powód, aby się w tej teatralnej króliczej norze umościć, to ten pierwszy obraz jest już wystarczająco oszałamiający. […]
Tak, to jest spektakl muzyczny. I tak, jest to też teatr kameralny, gdyż intymne monologi i dialogi opowiadają więcej niż sam tekst. Reżyserowi udało się połączyć musicalowy rozmach (pełne uroku, efektowne sceny z baletem flamingów) z delikatnością opowieści o tym, co było i czego już nigdy nie będzie. […]
Reżyser umiejętnie scala rozmach przedstawienia muzycznego z dyskretną opowieścią o tym, co musi przeminąć, co pozostanie, paradoksalnie już na zawsze, tylko we wspomnieniu, zapachu i geście.
Alicji Kraina Czarów to rzadka sztuka opowieści, tak jak życzył sobie tego Bertolt Brecht, teatru dostępnego dla każdego widza. Nie jest to spektakl tylko dla dzieci i nie jest to spektakl tylko dla dorosłych. Prawdziwy jednorożec. Musimy tylko zaakceptować czas. A więc podążajmy za białym królikiem… – pisze Reda Paweł Haddad w portalu Teatr dla Wszystkich. Czytaj więcej
„Już nie pamiętam, kiedy byłem po wyjściu z teatru tak bardzo rozczarowany, tak wręcz rozeźlony – że spektakl się skończył, że nie ma kolejnego antraktu i jeszcze jednego aktu i jeszcze jednego, że te dwie godziny z okładem tak niepostrzeżenie minęły. Wciągnęło mnie kompletnie, od pierwszej sceny jak za twarz złapało, tak trzymało aż do oklasków, oglądałem z wypiekami na twarzy, z rozdziawioną buzią, z uśmiechem na niej, gdzieś po kryjomu uroniłem też łezkę lub dwie – pisze Rafał Turowski na swoim blogu. […] Alicja jest pięknie opowiedzianą i pokazaną poruszającą opowieścią o czasie. O – niemożności cofnięcia tegoż czasu, o czasie beztroski i – czasie rozpaczy, o stracie, o żałobie, o czasie dzieciństwa – i czasie dorosłości. O tym, że tak szybko i właściwie niepostrzeżenie mija – i czas, i dzieciństwo, i dorosłość i… tak, ten spektakl – też”. Czytaj więcej
„Refleksyjny jest też kolejny spektakl i poważny, i wesoły czyli „Alicji Kraina Czarów” w Teatrze Narodowym. […] Spektakl przepojony nostalgią za czasem minionym łączy nastroje lirycznej melancholii z radosnym uśmiechem, który budzi obcowanie ludzi i widziadeł, przypominających ulubione zabawki i wyśnione zwierzęta” – podkreśla Tomasz Miłkowski w „Dzienniku Trybuna”. Czytaj więcej
Scena zbiorowa. Na górze: Henryk Simon (Rycerz), Ewa Konstancja Bułhak (Alicja). Na dole: Oskar Hamerski (Dwójka), Magdalena Czuba (Flaming), Piotr Piksa (Piątka), Mikołaj Śliwa (Flaming) w spektaklu Alicji Kraina Czarów wg Lewisa Carrolla w reżyserii Sławomira Narlocha. Fot. Marta Ankiersztejn
„Sławomir Narloch pokazuje motyw odchodzenia, przemijania i bólu pomieszanego z tęsknotą i nadzieją, w przepiękny, metaforyczny sposób. W zasadzie tylko jeden raz, pod koniec pierwszego aktu, pada dosłowny komentarz: »Pewnego dnia mama powiedziała, że jest bardzo chora i wkrótce umrze«. Reszta to czysta poezja z muzyką i obrazem – podkreśla Kinga Senczyk w portalu Popkulturowcy.pl. Czytaj więcej
„Alicji Kraina Czarów – piękny spektakl, takich w dzisiejszym krzykliwym, publicystycznym teatrze szuka się czasem długo” – zauważa Piotr Zaremba w portalu i.pl. Czytaj więcej
„W spektakl Alicji Kraina Czarów w Teatrze Narodowym w Warszawie w reżyserii Sławomira Narlocha wpada się jak w króliczą norę. Chciałoby się krzyknąć "wow" na widok tańca olbrzymich flamingów (choreografia Anna Hop), krwistoczerwonych strojów Królowej i Króla Kier, Kapelusznika, dworzan ubranych w sportowe uniformy, olbrzymich zegarów chodzących wspak. […]
„Dorosła Alicja (Ewa Konstancja Bułhak) czyta synkowi bajkę o dziewczynce, która zasnęła i znalazła się po drugiej stronie lustra. »Kiedy dziewczynka mówi zupełnie inaczej niż inne małe dziewczynki, jest bardzo możliwe, że nie jest dziewczynką. Może być każdym, nawet chorobą…« – pisał Roland Topor. I tak jest u Narlocha. Alicja jest bohaterką z Krainy Czarów, mamą małego chłopca, wspomnieniem dorosłego syna (świetny Cezary Kosiński), który w dzieciństwie stracił ukochaną matkę. Królowa nie ma już pięknej sukni, tylko fartuch przypominający szpitalną koszulę. Czas płynie na wspak, ktoś siedzi w więzieniu za czyny, które jeszcze nie nadeszły. Zabawna opowieść nabiera ciężaru życia. Zaciąga się smutkiem. Alicja w Krainie Czarów i Alicja po drugiej stronie lustra napisane przez matematyka Lewisa Carrolla w połowie XIX wieku uderzająco zapowiadają absurdy i pułapki współczesności.
„Wystarczy trochę się postarać, żeby utknąć w czyjeś pamięci – mówi jeden z bohaterów. Nie wiem, co utkwi w pamięci dziecięcych widzów, ale że coś w nich zostanie, jestem pewna. Śmieją się, klaszczą, próbują śpiewać. Olśniewająca scenografia i kostiumy autorstwa Martyny Kander. Do tego orkiestra grająca na żywo” – pisze Katarzyna Janowska w tygodniku „Newsweek”. Czytaj więcej
„Rozmach, śpiewność i taneczność, poetycka liryczność, a także porywające piosenki, humorystyczno-satyryczne dialogi z bystrym podtekstem nie pozwalają nawet na krótki moment znużenia. Tu magia teatru, frazy wypowiadane przez występujących nie upraszczają rzeczy skomplikowanych, a obrazy przemawiają do wszystkich zmysłów. Alicji kraina czarów będzie przebojem, jestem pewna” – zaznacza Anna Czajkowska w portalu Teatr dla Wszystkich. Czytaj więcej
„Alicji Karina Czarów jest spektaklem familijnym. Każdy znajdzie tu coś dla siebie. Inne treści będą atrakcyjne dla dzieci, inne dla ich rodziców czy dziadków. Przywołajmy fragment przedmowy do Alicji w Krainie Czarów autorstwa jej tłumacza, Macieja Słomczyńskiego, który twierdzi, że ten „tekst zawiera dwie zupełnie różne książki: jedną dla dzieci i drugą dla bardzo dorosłych”. Wróżę najnowszej realizacji Teatru Narodowego długą obecność w repertuarze i komplety na widowni. Reżyser umiejętnie łączy widowisko muzyczne – choć mam wrażenie, że jest to określenie zbyt skromne i należy mówić raczej o musicalu – z przenikliwym, mądrym i poruszającym przesłaniem. Czas ucieka, a życie każdego z nas przesypuje się jak piasek w klepsydrze. Nienowa to prawda, ale warto do niej wracać. Sławomir Narloch na kanwie powieści Carrolla tworzy przejmującą opowieść o przemijaniu, starości, chorobie, odwracaniu ról między rodzicami a dziećmi, o śmierci i stracie. Najpierw to rodzice objaśniają nam świat i prowadzą przez jego meandry. Przychodzi jednak moment, kiedy to my bierzemy ich za rękę i tłumaczmy rzeczywistość. Rozum przestaje być dla nich wsparciem, zmysły zaczynają zawodzić, a słowa do rzeczy jakoś dziwnie nie pasują. Jest to również historia o nierozerwalnych więziach istniejących nadal, choć jedna ze stron odeszła. I oczywiście o sile wyobraźni, za sprawą której można wykreować absurdalny, oniryczny, ale też porywający porządek Krainy Czarów, stanowiącej alternatywę dla egzystencjalnych wyzwań” – pisze Malwina Głowacka w portalu Teatralny.pl. Czytaj więcej
„W interpretacji Sławomira Narlocha skok w króliczą norę nie jest z pewnością gestem eskapistycznym. Przeciwnie: twórca adaptacji i reżyser dopisał do znanej opowieści autorską klamrę narracyjną, w której męski protagonista zanurza się w świecie fantazji paradoksalnie właśnie po to, by zyskać pełniejszy, bardziej przenikliwy obraz siebie i swojego życia, w podświadomości szukając odpowiedzi na pytania o własną tożsamość. Grany przez Cezarego Kosińskiego bohater w średnim wieku, ubrany w nieefektowny znoszony sweter, w sennym majaku dostrzega swoją równoletnią matkę, Alicję (Ewa Konstancja Bułhak), której towarzyszy jej dziewczęca wersja. Wiele razy przez Carrollowską krainę idą razem, czasem patrząc na siebie z dystansu przez głowy niezliczonych ekscentrycznych postaci. W realizacji Narlocha przenikają się barwne i niepokojące pokoje wyobraźni dziewczynki, dorosłej kobiety, i w końcu jej dorosłego już syna, który w tym osobliwym przestrzennym i czasowym zakrzywieniu wspomina lub wyobraża sobie swoją matkę (usunięcie litery „w” z tytułu jest zmianą nie tyle kosmetyczną, co bardzo znaczącą) – podkreśla Szymon Kazimierczak w miesięczniku „Teatr”. Czytaj więcej
O kreacjach aktorskich, scenografii, muzyce i choreografii:
„Kreacja Ewy Bułhak to świetny warsztat i kunszt aktorski. Jej Alicja jest zarówno małą rezolutną dziewczynką, jak i dojrzałą kobietą, czułą i empatyczną mamą. Płynnie porusza się i w wyimaginowanym świecie marzeń, i codziennym życiu. Wyśmienicie wypada także gra Anny Lobedan – Królowej Kier. Jest groźną, a jednoczenie zabawną krwawą Królową, która wszystkich każe ścinać, ale także – podczas prywatnego, intymnego spotkania z Alicją – w luźnym domowym stroju (znakomita scena rozmowy dwóch kobiet po przejściach i duet w wykonaniu aktorek) zwykłą, odczuwającą lęk kobietą.
Cały występujący zespół aktorski, jak i towarzyszący mu zespół muzyków, zasługują na uznanie i brawa. Sprawnie poprowadzeni przez reżysera, stwarzają fascynujący świat pełen abstrakcyjnych niespodzianek i humoru, pobudzający do zastanowienia się nad tym, co nas otacza.
Warstwa muzyczna spektaklu, współbrzmiąca z jego przekazem i dopełniająca go, mogłaby właściwie stanowić samodzielną całość. Piękne, utrzymane w Carrollowskiej poetyce teksty Narlocha, interpretowane przez aktorów z akompaniamentem Orkiestry Szalonych Kapeluszników, są właściwie samodzielnymi utworami, po których zresztą publiczność – niczym na koncercie muzycznym – biła brawo. Piosenki śpiewane były solo (znakomite wykonawstwo Bułhak), w duetach (poruszająca interpretacja Bułhak i Lobedan) oraz przez chór. Choreografia Anny Hop sprawnie organizowała ruch i taniec, zwłaszcza w scenach zbiorowych. Scenografia i kostiumy Martyny Kander były bardzo zróżnicowane – od prostego, współczesnego stroju Alicji, jej Synka i dorosłego Syna, poprzez okazałe kostiumy Królowej i Króla Kier utrzymane w monarszych purpurach, po bajecznie ubrane postaci ze świata Alicjowych przygód. Podobnie scenografia – prosta, ograniczona do dwóch wielkich krzeseł, gdy Alicja się zmniejszyła, czy kilku graniastosłupów będących lasem, po podwodny świat Niby Żółwia i pełną drobiazgów przestrzeń zdominowaną przez zegary, które nie tyle pokazują czas, ile go zatrzymują” – pisze Marzena Kuraś. Czytaj więcej
Bartłomiej Bobrowski (Gryf), Ewa Konstancja Bułhak (Alicja), Mikołaj Wachowski (Synek), Oskar Hamerski (Niby Żółw), Cezary Kosiński (Syn) w spektaklu Alicji Kraina Czarów wg Lewisa Carrolla w reżyserii Sławomira Narlocha. Fot. Marta Ankiersztejn.
„Postaci w Alicji Krainie Czarów to żywi ludzie ze swoimi prawdziwymi problemami. Uwagę zwraca bardzo udany monolog Humpty’ego Dumpty’ego (Grzegorz Kwiecień), który jest nie tylko postacią z bajki, jest człowiekiem, który pragnie być dostrzeżony, doceniony, uznany przez innych. Intryguje Niby Żółw (Oskar Hamerski), jak Big Lebovski zostawiony gdzieś w zapomnianej głębi minionej epoki. Doskonale bawi monolog latającego, bardzo wrażliwego i po ludzku zawstydzonego Komara (Robert Czerwiński). Wzruszenie wywołuje postać królowej (Anna Lobedan), silnej, szalonej, ścinającej głowy i później kruchej, poszukującej swojej tożsamości. Te role nadają spektaklowi egzystencjalny wymiar, budują podziemny nurt tej opowieści.
Wreszcie sama Alicja jest osią tego przedstawienia, jednakże nie jest tu najważniejsza. Bardzo rzetelnie zagrana przez Ewę Konstancję Bułhak, jakby pokornie akceptowała, że matka dla syna będzie zawsze postacią pierwszą w życiu i najważniejszą, lecz będącą także tłem, które w odpowiednim momencie musi pogodzić się ze swoją drugoplanową rolą. Zaakceptować ją i pozwolić synowi uwolnić się od bycia tylko dzieckiem. Tak, aby mógł stać się dorosły” – pisze Reda Paweł Haddad w portalu Teatr dla Wszystkich. Czytaj więcej
„Spektakl jest wypełniony genialnymi piosenkami ze słowami [Sławomira] Narlocha i muzyką Jakuba Gawlika. Każda z nich jest hitem samym w sobie. Nie sposób nie bujać nogą czy głową do rytmu a nawet nucić refreny wraz z bohaterami Alicji. […] Alicji Kraina Czarów to pokaz znakomitego aktorstwa na czele z główną rolą Ewy Konstancji Bułhak. Jej fenomenalne interpretacje piosenek nie raz przyprawiały mnie o gęsią skórkę. Postać Syna w wykonaniu Cezarego Kosińskiego jest bardzo skromna, zwykłe na uboczu choć jest tak naprawdę poruszycielem tej historii. Jednocześnie na scenie mamy Synka. Grający go Mikołaj Wachowski jest bardzo utalentowany i znakomicie śpiewa – zauważa Kinga Senczyk w portalu Popkulturowcy.pl. Czytaj więcej
„Ten spektakl, płynący niczym strumień różnych świadomości, nie rządzący się wyraźnymi regułami, nie powiódłby się, gdyby nie intuicja i urok aktorów, którzy w mgnieniu oka zmieniają się z groteskowych w melancholijnych i delikatnych. Zapamiętamy prowokującą, dobroduszną nieporadność Niby Żółwia-Hamerskiego i Gryfa-Bobrowskiego inicjujących na morzu kadryla. Zapamiętamy prawie demoniczną, a przecież dziwnie bezradną irracjonalność Królowej Kier snującej swoje wizje funkcjonowania świata do tyłu (znakomita Anna Lobedan, wnosząca tu także swój wielki talent wokalny). Zapamiętamy urokliwego w swojej niedorzeczności, ale i w delikatnym lęku Komara – Roberta Czerwińskiego.
Mistrzem świata okazał się Kacper Matula. Jego Jelonek ma jakiś pierwotny megaurok, jakby aktor urodził się do ról w tego typu opowieściach. Ale Matula, także grający na instrumentach i śpiewający, urodził się do wszelkiego typu ról. Za każdym razem uderza mnie jego empatia (…), z jaką wyczarowuje swoje postaci.
Henryk Simon jako Rycerz umie nas z kolei przekonać, że można być groteskowym i zarazem zachować godność ludzką i wrażliwość. To samo da się powiedzieć o Humptym Dumptym bezbłędnego jak zawsze Grzegorza Kwietnia. Nawet sama obecność na scenie Elsie Pauliny Szostak jest poetycka.
Niektórzy aktorzy grają po kilka ról i w tym sensie spektakl jest popisem zbiorowej sprawności, z jaką rozmaite chóry i chórki budują nam fantastyczne światy. Na koniec zostawiłem sobie Pawła Paprockiego, Szalonego Kapelusznika. Tak, to właśnie on jest predestynowany do bycia mistrzem ceremonii krainy obłędu, która jednak staje się dla mnie krainą empatii wobec ułomności i dziwactw wszelkich boskich stworzeń. Aktor umie być równocześnie sarkastyczny i ciepły, lub może jest taki na zmianę. Ma bezbłędne wyczucie mocno abstrakcyjnej zabawy, która przywodzi myśl o pokrewieństwie między Lewisem Carrollem i Monty Pythonami” – pisze Piotr Zaremba. Czytaj więcej
„Tempo nabiera barwy. Choreografia(gr. choreia = taniec + grapho = piszę), sztuka tworzenia u... (Anna Hop) wręcz pachnie. Scenografia-kostiumy (Martyna Kander) rezonują wyrazistą plastyką aktorskich działań. Zresztą cały zespół czuje inscenizatorskiego bluesa. Forma transkrypcji uzasadnia wszechobecną kategorię czasu znakomicie spersonifikowaną dwójką solistów. Alicją/Mamą Ewy Konstancji Bułhak oraz Synem Cezarego Kosińskiego. Proszę Państwa, Oni oboje pod znakomitą warsztatową kuratelą trzymają żart, uczucia, pamięć, nostalgię. Cyzelowana artystyczna robota, która nie boi ani łez, ani gry w udawane. Role konsekwentnie łączące adaptatorski rozbieg z Carrollowskim przesłaniem. [...] Ta para niesie blask, który jednocześnie oświetla cały szereg ciekawie rzeźbionych pojedyńczych kadrów. Oczywiście koloryt rozmaicie się układa, więc wymieniam tylko przykładowo pewne ujęcia zatrzymane na planie szczególnej metamorfozy. Szalony Kapeluśnik Pawła Paprockiego z pazurem diaboliczno-baśniowego narratora. Wysmakowane, w każym gestycznym zwrocie i w każdej ripoście Duo: Królowa Kier (Anna Lobedan) i Król Kier (Hubert Paszkiewicz). Autentyczny liryzm pulsujący w komiksowych zakolach – Rycerz, Szóstka Henryka Simona. Wart uskrzydlonego ciepłym żartem pocałunku w samo serce Komar Roberta Czerwińskiego. Sięgnęłam kilku odsłon, a zapewniam raz jeszcze, iż spektakl ma silny, spójny, aktorski fundament” – podkreśla Jagoda Opalińska na stronie AICT. Czytaj więcej
Na pierwszym planie: Mikołaj Wachowski (Synek), Ewa Konstancja Bułhak (Alicja), Cezary Kosiński (Syn), na drugim planie: Kamila Najduk, Patrycja Grzywińska, Ewa Bukała, Karolina Gwóźdź, Magdalena Czuba (Flamingi) w spektaklu Alicji Kraina Czarów wg Lewisa Carrolla w reżyserii Sławomira Narlocha. Fot. Marta Ankiersztejn
„Jest pięknie – malownicza scenografia Martyny Kander z rozmachem buduje obraz krainy czarów, w którym czas się zatrzymuje, a namacalna bliskość między wyobrażonymi istotami wzrusza – zauważa Tomasz Miłkowski w „Dzienniku Trybuna”. – Już pierwsza scena spektaklu, która ukazuje widzom przedziwny skład rozmaitych zatrzymanych zegarów zapiera dech. Mnogość zegarów, ich wyglądów i rozmiarów stawia pod znakiem zapytania samą istotę czasu i sens jego odmierzania, budzi zachwyt swoim rozmachem i zakomponowaniem przestrzeni. – Takich zaskakujących pięknem obrazów jest w tej „Alicji” więcej, by tylko wspomnieć o urodzie grupy defilujących przez scenę flamingów czy prostocie lasu niepamięci, w którym światło i sugestia ogromu stają się metaforą kruchości człowieka wobec ogromu i potęgi świata zewnętrznego.
Idealnymi przewodnikami po tym labiryncie wspomnień są Matka i Syn, czyli Ewa Konstancja Bułhak i Cezary Kosiński. Wydobywają z pamięci czyste tony liryczne, ale zdarzają w nich także dramatyczne zderzenia, jak w piosence śpiewanej przez Alicję w duecie z Królową Kier (Anna Lobedan). […] Aktorzy czują się w tym fantasmagoryjnym świecie i w pysznych kostiumach wybornie, dając pokaz swoich możliwości. Wspólnie budują ten wyobrażony kosmos pamięci, a wśród nich pełen nieokiełznanej swady Szalony Kapelusznik Pawła Paprockiego, czy wzbudzający prawdziwy zachwyt Jelonek Kacpra Matuli, tak autentycznie przesycony jelonkiem, czułą naiwnością i empatią, że chce się wierzyć, że oto naprawdę otwierają się przed nami wrota alternatywnego świata niepamięci”. Czytaj więcej
„Reżyser [Sławomir Narloch], a także autor adaptacji powieści oraz tekstów piosenek do świetnej muzyki Jakuba Gawlika, zrealizował spektakl muzyczny w formie zbliżonej do musicalu. Dużo muzyki, tańca, ruchu ożywia całość i współtworzy dramaturgię przedstawienia, a teksty piosenek harmonijnie współbrzmią z prezentowaną opowieścią i głównym przesłaniem spektaklu. A już kilka piosenek ma szansę na samodzielny byt jak choćby ta: <<Panie Czasie, bądź łaskawy. Mamy tutaj ważne sprawy: trochę cukru do kupienia, kromkę z masłem do zjedzenia, kilka nocy do płakania [...]. No i jeszcze trochę czasu do przeżycia. [...] Ale czas nas nie słucha>>. Tę pieśń o czasie znakomicie wykonuje chór złożony z całego zespołu biorącego udział w przedstawieniu z towarzyszeniem Orkiestry Szalonych Kapeluszników występującej na żywo. Bo głównym, abstrakcyjnym bohaterem przedstawienia jest właśnie czas, jego upływ, tęsknota za tym, co już nie wróci, a co pozostało jedynie w pamięci. Stąd scenę wypełnia ogromna liczba zegarów wskazujących czas.
To interesujące przedstawienie zarówno w warstwie głębokiej wymowy, jak i w świetnie pomyślanej formie artystycznej (jakież tu bogactwo pomysłów pobudzających wyobraźnię), znakomicie zagrane przez cały zespół, ze szczególnie wybijającymi się rolami Ewy Konstancji Bułhak, Pawła Paprockiego, Anny Lobedan i innych” – podkreśla Temida Stankiewicz-Podhorecka w "Naszym Dzienniku". Czytaj więcej
„Warstwa muzyczna jest porywająca, ośmielę się wręcz stwierdzić, że to coś zupełnie wyjątkowego, niespotykanego dotychczas na naszym rodzimym, musicalowym podwórku. Są tu zarówno partie solowe, jak i ansamble, a całości towarzyszy niewielka, ale jakże wprawna, pełna energii orkiestra, nad którą czuwa młody, niezwykle zdolny Jakub Gawlik. Dzięki temu zespołowi raz jest lekko, delikatnie, z elegancją, czasem wibrująco i donośnie.
[...] Alicja Ewy Konstancji Bułhak budzi sympatię, wzrusza, promieniuje ciepłem, uczuciem i ma w sobie sporo melancholii z refleksyjnością. I jak ona śpiewa! Podobnie jej dorosły syn – Cezary Kosiński. Wykorzystując aktorskie doświadczenie Kosiński gra z werwą, wyczuciem, zamyśleniem oraz łagodną powagą, choć humoru też w jego kreacji nie brakuje. W powieści Carrolla niezwykle ważne są zabawy językowe i gry słowne jako domena krainy czarów i tworzywo tekstu. Uwarunkowane pragmatyką snu, magiczne funkcje języka znakomicie brzmią na scenie, a kalambury, dwuznaczności, żarty językowe najbardziej uwypuklone zostają w rozmowach, a właściwie „antyrozmowach” (o podwodnej szkolnej klasie i takich tam) Alicji z Niby Żółwiem (Oskarem Hamerskim) i Gryfem (Bartłomiejem Bobrowskim – jego kreacja była dla mnie zaskoczeniem, zgoła odmienna od tych, które widziałam wielokrotnie w wykonaniu tego znakomitego aktora). Obaj panowie ciekawie prowadzą swoje role, a ich dialogi i monologi rozbawią wielokrotnie całą publiczność. Utwór ma wiele wątków i poziomów, traktuje między innymi o czasie, co szczególnie podkreśla Szalony Kapelusznik Pawła Paprockiego. Paprocki jako lider i wodzirej to dynamit, ale kontrolowany. I śpiewak jak się patrzy. Podobnie Anna Lobedan. Jej Królowa Kier zmienia się w miarę biegu akcji, intrygując coraz bardziej. W duecie z Hubertem Paszkiewiczem, czyli Królem Kier, śmieszy, z kolei po przerwie, w drugiej części mocno wzrusza. I jeszcze zauważalne, choć niewielkie role: Kacper Matula jako Jelonek i Henryk Simon jako Rycerz. W baśniowym, oczywisto-nieoczywistym lesie z aktu drugiego ich postaci prawdziwie przykuwają wzrok. Humpty Dumpty Grzegorza Kwietnia równo dotrzymuje kroku pozostałym, satyrą i zmyślnym dowcipem bawiąc małych i starszych widzów. Występujący na scenie aktorzy (także drugoplanowi oraz najmłodsi), zgrani jak jeden zdrowy, dobrze funkcjonujący organizm (albo mechanizm zegara, odwołując się do poetyki całości) grają rewelacyjnie (nawet po kilka ról), prowadzeni wprawną ręką wyczulonego na otaczający świat reżysera.
Ruch sceniczny, choreografia opracowana przez Annę Hop (ach, te sceny z flamingami) są obłędne. Urokliwa scenografia i starannie dopracowane kostiumy zaprojektowane przez Martynę Kander stanowią równie ważny element spektaklu, wzbogacając kompozycję całości i nadając jej jeszcze większy smak oraz czar” – pisze Anna Czajkowska z portalu Teatr dla Wszystkich. Czytaj więcej
„[...] Pod powiekami zostają także kołyszące się na wysokich szyjach różowe głowy flamingów i wiele zaskakujących form scenografii, kostiumów i charakteryzacji stworzonych przez Martynę Kander. Imponuje też żywioł muzyczności (w jednej z piosenek pada zresztą znamienna fraza: „Muzyka to jest czas”) – pisze Szymon Kazimierczak na łamach „Teatru”. – Część obsady po skończonych scenach nieraz chowa się do orkiestrowego kanału, by grać na instrumentach. Wśród utworów Jakuba Gawlika wykonywanych przez niezwykle muzykalnych aktorów Narodowego są kawałki wybitne, czuć w nich też czasem powidoki współpracy zespołu ze Stanisławem Radwanem. Ten fantastyczny świat gadających zwierząt i Kapeluszników niewątpliwie wciąga – na tyle, że kluczowa opowieść o relacji Matki i Syna co rusz znika z pola widzenia.” Czytaj więcej