Aktualności
Tak to już zostanie. Rozmowa z Andrzejem Domalikiem
24/04/2023
Na zdjęciu: próba Komedianta – Hubert Łapacz (Ferruccio), Andrzej Domalik – reżyser, Jerzy Radziwiłowicz (Bruscon). Fot. Marta Ankiersztejn
Andrzej Domalik Komedianta→ Thomasa Bernharda z Jerzym Radziwiłowiczem w tytułowej roli Bruscona. „Opowieści Bernharda oparte są na przeciwieństwach, na zaprzeczeniach, na tym, co on sam określa mniej więcej w ten sposób: »jeżeli chcemy do czegoś dotrzeć, trzeba udać się w kierunku przeciwnym« – podkreśla reżyser. – Kiedy więc przyglądamy się Brusconowi, to absolutną koniecznością jest zadanie sobie pytania, kiedy on gra, a kiedy nie. Otóż gra niemal zawsze. Dlatego mówi, że teatr jest więzieniem, dość beznadziejnym, nie ma co liczyć na złagodzenie kary, tak to już zostanie. Jest na granie skazany”.
Premiera przedstawienia na Scenie przy Wierzbowej 13 maja.
Niedawno pracował Pan nad dramatem Bernharda Minetti. Portret artysty z czasów starości*, teraz Komediant – dlaczego?
Przygoda pod tytułem Minetti… poprowadziła mnie do przygody pod tytułem: może by jeszcze raz. Natomiast nie jestem w stanie określić jednym zdaniem, dlaczego. Ani w przypadku Minettiego… ani w przypadku Komedianta. Nie jestem w stanie także dlatego, że to, co pisze Bernhard, „dzieje się” na wielu poziomach, rozgrywa w różnych przestrzeniach i prowadzi do tego, aby, mówiąc Bernhardem, wszystko „prosto się skomplikowało”. Jego opowieści oparte są na przeciwieństwach, na zaprzeczeniach, na tym, co on sam określa mniej więcej w ten sposób: „jeżeli chcemy do czegoś dotrzeć, trzeba udać się w kierunku przeciwnym, w kierunku kontrastu”. To jest chyba wystarczające alibi [śmiech].
W Komediancie główny bohater Bruscon, którego gra Jerzy Radziwiłowicz, też posługuje się tym terminem, mówi o napisanej przez siebie sztuce Koło historii: „żeby moje arcydzieło nie obróciło się w swoje przeciwieństwo”. Sam zresztą jest zbudowany ze sprzeczności, zabiega o publiczność i pogardza nią, jest przywiązany do żony i dzieci, ale ich poniża, jest programowo niepoprawny, aspołeczny, ale z władzą woli nie zadzierać… Próbuje Pan wydobyć wszystkie te przeciwieństwa?
Jerzy Radziwiłowicz (Bruscon), Andrzej Domalik – reżyser podczas prób Komedianta Thomasa Bernharda. Fot. Marta Ankiersztejn
Nasze starania idą w tym kierunku. Jerzy jest aktorem precyzyjnie analitycznym, ja przy nim jestem raczej powierzchownym gościem… może nie tylko przy nim [śmiech]…, ale jak mus to mus, więc przeciwieństwa rzeczywiście próbujemy rozłożyć na czynniki pierwsze i rozmawiać o nich, nawet jeżeli – a czasami tak bywa – to zostaje tylko między nami. Podpieramy się cytatem klasyka, czyli Konrada Swinarskiego, który powtarzał: „nie widać, ale my musimy to wiedzieć”.
A wracając do listy przeciwieństw, badacze taki stan określają mianem coincidentia oppositorum i to jest bardzo bliskie pisarstwu Bernharda. Jeszcze jedno zderzenie jest dla nas ważne, chyba zresztą najważniejsze. Oryginalny tytuł tej sztuki brzmi: Der Theatermacher – „Człowiek teatru”. Nawet jeżeli w ujęciu Bernharda tytuł ma podtekst ironiczny, czy nawet złośliwy, to jest to pojęcie dość szerokie.
Kiedy więc przyglądamy się Brusconowi, to absolutną koniecznością jest zadanie sobie pytania, kiedy on gra, a kiedy nie. Otóż on gra niemal zawsze. Dlatego mówi, że teatr jest więzieniem, dość beznadziejnym, nie ma co liczyć na złagodzenie kary, tak to już zostanie. Życie prywatne także zamienia w teatr. Dlaczego to robi? Bo musi. Jest na granie skazany. Nie ma w tym kalkulacji. Kiedy gra, a kiedy nie gra? Staramy się, żeby to nie było takie proste i jasne, żeby nie powiedzieć – prostackie. Bo wydaje się, że Bruscon też nie do końca to wie. Jest taka papierowa zabawka, którą robią dzieci – piekło/niebo. Bawiąc się, operujemy palcami i wychodzi nam – ALBO piekło ALBO niebo… i to zdecydowanie nie jest ten przypadek… Rzecz się wymyka, te dwie rzeczywistości już dawno się przeniknęły. A Bruscon jest całością, na którą składają się dwa światy, jednak gdzie przebiega granica – nie wiadomo. Dokładnie rzecz analizujemy, mimo że wszystko prowadzi nas do słowa: tajemnica. Ale ja przecież nie mogę powiedzieć do aktora: „proszę grać tajemnicę” [śmiech].
A czy przed przystąpieniem do pracy na Komediantem trzeba zadać sobie też takie pytania: czy Bruscon jest dobrym aktorem? czy napisał arcydzieło? a może jego sztuka to ostatnia szmira?
Wiemy z tekstu, że Bruscon ma na swoim koncie poważne role, grał na przykład Mefista i Fausta, nie zawsze był aktorem w objeździe po wsiach Górnej Austrii. Losy potoczyły się, jak się potoczyły, to jest zupełnie inna historia. Ale zakładamy, że talentu się nie traci, traci się jedynie formę. W przypadku Koła historii mamy znacznie mniej danych. Stworzenie opowieści, która ma ambicje opowiedzenia o losie Historii, w której biorą udział i, co więcej, spotykają się na scenie Cezar z Napoleonem oraz z Hitlerem – brzmi groźnie. Ale to wcale jeszcze nie dowód, że to grafomania. Chcę wierzyć, że jeśli jest grafomanią, to Wielką Grafomanią.
Na przykład taka kwestia ze sztuki Bruscona: „Metternich udaje / że nie widzi / gdzie leży szpilka od kapelusza / cały świat widzi / gdzie leży ta szpilka / tylko on jej nie widzi”. Jaką rolę pełni tu kłamstwo?
Bruscon mówi, że teatr jest kłamstwem, ale kłamstwem wspaniałym, kłamstwem niemal perfekcyjnym. W zasadzie wszyscy kłamiemy: autorzy, aktorzy, widzowie także. „Rozszerza” więc instytucję teatru na instytucję świata. W sposób przekonujący, żeby nie powiedzieć – szlachetny, kłamstwo obłaskawia. A że my wszyscy, trzymając się już tego terminu, „pracujemy” w kłamstwie i to nam się podoba, tym bardziej musimy być w tym – przynajmniej w miarę – konsekwentni. Jeśli nie będziemy, to przyznamy się do zmarnowanego życia.
Hubert Łapacz (Ferruccio), Zuzanna Saporznikow (Sara), Aleksandra Justa (Pani Bruscon), Jerzy Radziwiłowicz (Bruscon) podczas prób Komedianta Thomasa Bernharda. Fot. Marta Ankiersztejn
Aktorstwo jest więc sytuacją egzystencjalną.
Dla Bruscona niewątpliwie. Oznacza to także, że wszystko jest teatrem, a Bruscon – uniwersum. Absolutem. To, co jest poza sztuką, jest nieistotne. Gdyby nie było aktorstwa, trzeba by się powiesić. Skoro tego nie robimy, trzeba grać.
„Jakbyśmy przyjeżdżając do tego Utzbach, wpadli w jakąś pułapkę” – podkreśla Bruscon.
Myślę, że teatr też jest pułapką. W teatrze na samym początku gaśnie światło; między innymi po to, żeby widz miał kilkanaście sekund na podpisanie umowy, w której zgadza się na to, że – przynajmniej do pewnego stopnia – zaakceptuje świat, który się przed nim rozpali. A przedstawiający ten świat mówią: „my wam pokażemy fikcję, ale pokażemy tak fantastycznie, że w nią uwierzycie”.
Jaki świat rozpali Pan na Scenie przy Wierzbowej?
Nic nowego. Szanuję i wierzę w słowo w teatrze. Szczególnie słowo dobrze wypowiedziane. Widzowie zobaczą to, do czego, mam poważną nadzieję, przekonają ich aktorzy: Aleksandra Justa, Zuzanna Saporznikow, Hubert Łapacz, Arkadiusz Janiczek, Kinga Ilgner i w roli tytułowej – Jerzy Radziwiłowicz. To oni tworzą opowieść i są częścią opowieści.
To jest władza.
Oczywiście. Niewielka, ale zawsze. To my rozdajemy karty. Przez chwilę.
Czy można bez gniewu, sprzeciwu wobec świata pracować nad twórczością Bernharda?
Żeby mieć odczucie gniewu, niechęci i niezgody na rzeczywistość, nie potrzebuję Bernharda. Ale rzeczywiście w tym świecie czuję się nieźle, być może dlatego, że zawsze ciekawili mnie pisarze okrutni, na przykład Antoni Czechow… Dla mnie Bernhard jest kontynuacją Czechowa…
nad którym pracował Pan wielokrotnie….**
Tak, wiele razy… to są oczywiście inne światy, ale bardzo podobny stosunek autorów do rzeczywistości. Mówiąc najprościej i najkrócej, Czechow uważał, że to, co nas otacza, jest absurdalne, ale czasami piękne…
I trzeba mieć odwagę, żeby się z tym zmierzyć. A Bruscon jest waleczny czy rejteruje?
I jedno, i drugie. Mówi dwukrotnie, że nie wolno się bać i nie wolno tchórzyć. Czuje niebezpieczeństwo i dokonuje wtedy swoistej automotywacji, uczucie lęku nie jest mu więc obce. Ale jednocześnie – i to jest tak samo mocne, a może nawet mocniejsze – definiuje siebie w ten sposób: Szekspir / Wolter / i ja.
* Premiera w Teatrze Polonia w Warszawie 7 czerwca 2021
** Andrzej Domalik wyreżyserował Mewę (Teatr Dramatyczny w Warszawie, 1991; Teatr im. Słowackiego w Krakowie, 2005), Trzy siostry (Teatr Bagatela w Krakowie, 2001), …i tyle miłości (Teatr Ateneum w Warszawie, 2005), Wesele by Czechow (Teatr Bagatela w Krakowie, 2006), 32 omdlenia (Teatr Polonia w Warszawie, 2011). W Teatrze Telewizji zrealizował Płatonowa (1992) i Wiśniowy sad (1994), z inspiracji Trzema siostrami powstał jego film fabularny Łóżko Wierszynina (1997).
Rozmawiała: Monika Mokrzycka-Pokora (materiał własny Teatru; w przypadku publikacji fragmentów prosimy o podanie źródła)
Strona przedstawienia Komediant →
premiera: 13 maja 2023, godz. 19:30, Scena przy Wierzbowej im. Jerzego Grzegorzewskiego