Aktualności
Recenzje po premierze „Opowieści Lasku Wiedeńskiego”
27/11/2023
Opowieści Lasku Wiedeńskiego→ – przedstawiamy recenzje i opinie krytyków oraz teatralnych blogerów po premierze przedstawienia:
Scena zbiorowa w Opowieściach Lasku Wiedeńskiego Ödöna von Horvátha w reżyserii Małgorzaty Bogajewskiej. Fot. Marta Ankiersztejn
„Małgorzata Bogajewska zrobiła świetne, mocno poruszające przedstawienie. W centrum jej zainteresowania znajduje się człowiek, którego prześwietla, obnażając najdalsze rewiry jego duszy. Reżyserka sięga ponadto do bardzo dobrej i niełatwej dramaturgii Ödöna von Horvátha. Autor, przyjmując melodramatyczny ton, odsłania mechanizmy rządzące cywilizacją, demaskuje ludzką świadomość, obnaża korzenie zła, przybierającego formę ideologii, która może powrócić. Bo zło ma wymiar jednostkowy, zaczyna się na pewnej małej ulicy naszego miasta i wielu innych miast. Widzowie, znajdujący się tak blisko bohaterów, włączeni w bieg zdarzeń, milcząco przyglądają się upadkowi Marianny i w jakimś sensie stają się współwinni jej tragedii. Bogajewska odwołuje się do indywidualnej i zbiorowej odpowiedzialności. To jest, by tak rzec, teatr moralnego niepokoju. Przypomina mi się tuptające, drepczące małymi kroczkami zło z wystąpienia Mariana Turskiego. I jego apel: «Nie bądźcie obojętni»” – pisze Malwina Głowacka w portalu teatralny.pl. Czytaj więcej→
„[Małgorzata Bogajewska] oświetla ostrym światłem wiedeńską społeczność żyjącą w czasie przesilenia. Pyta o ludzką empatię, zdolność rozumienia, wybaczania, kochania. Diagnoza Bogajewskiej jest ostra i nie pozostawia złudzeń. Potrafimy być bezlitośni i okrutni. Nawet wobec tych, których niby kochamy.
[...] Ödön von Horváth odwraca reguły ludowej dramy i nie pokazuje nam szczęśliwego zakończenia. Tym tropem idą twórcy w Narodowym. Stawiając przed nami złamaną emocjonalnie kobietę, pytają, kim jesteśmy jako społeczność i jaki jest nasz humanizm” – podkreśla Katarzyna Flader-Rzeszowska w „Teatrze”. Czytaj więcej →
„Bogajewska, demaskując mieszczański świat Horvátha w obliczu narastającego nacjonalizmu i faszyzmu, nie przestrzega widzów – reżyserka dotkliwie ten świat ujawnia, scenicznie nazywa go i oskarża. Nie zachowuje pejzażu sielskiego walca. Tworzy wielowarstwową opowieść, czasem drastyczną, wyważoną w proporcjach realizmu i groteski, tragikomedii, nawet kabaretu, miesza sceny okrutne i liryczne, melodramatyczne. Cały zespół aktorski gra w tej orkiestrze zmiennych stylów i wywoływanych skrajnych emocji koncertowo” – podkreśla Ewa Milles-Lacroix w portalu Teatrologia.info. Czytaj więcej→
„Na małej scenie Teatru Narodowego w Warszawie oglądam znakomity spektakl Opowieści Lasku Wiedeńskiego w reż. Małgorzaty Bogajewskiej. (...) Komediowo-dramatyczna wiwisekcja mieszczańskiego społeczeństwa skupia jak w soczewce problemy jednostki zatrzaśniętej w dybach społecznych. (...) Jak to w życiu. Ludzkie słabości wydają się zabawne, kiedy patrzymy na bohaterów bawiących się przy muzyce na żywo. Reżyserka wysyła jednak sygnały, że pod sielanką czai się zło. Patriarchalne, mizoginiczne drobnomieszczaństwo nie toleruje marzeń o wolności, szczególnie u kobiet” – zaznacza Katarzyna Janowska w „Newsweeku”. Czytaj więcej→
„Opowieści Lasku Wiedeńskiego w reżyserii Małgorzaty Bogajewskiej to znakomite dzieło. Teatr Narodowy podjął się odważnej tematyki i przedstawił ją świadomie, bez ugładzeń. Powstał dogłębnie rozrysowany, autentyczny portret społeczeństwa okresu międzywojennego XX wieku – z uwzględnieniem trudnej sytuacji politycznej i ekonomicznej oraz wszelkich uwikłań międzyludzkich. I wielkie brawa za całe wykonanie artystyczne: aktorskie, scenograficzne i muzyczne” – podkreśla Katarzyna Harłacz w portalu „Teatr dla Wszystkich”. Czytaj więcej →
„Spektakl ten wpisuje się w niezwykły teatr ludzkiego ciała. Bardzo mi koresponduje z treścią dzieła prof. Krystyny Duniec pt. Ciało w teatrze. Perspektywa antropologiczna (Wydawnictwo: Instytut Historii PAN, Warszawa 2012). Wystarczy spojrzeć na plakat do tego wystawienia, aby zorientować się, że ciało dla reżyserki i jej współpracowników stanowi ważny punkt odniesienia. W zachowaniach cielesnych na scenie rysuje się cała ówczesna (austriacka, niemiecka) i dzisiejsza (polska) rzeczywistość. Ciało w niezwykły sposób reaguje na emocje i to jest tu doskonale widoczne. Rozedrganie jest w nas.
To także spektakl o losie/życiu kobiet i ich społecznym usytuowaniu. Okazuje się, że żadna z nich nie może żyć po swojemu. Muszą się podporządkować, bo jak nie to... Z drugiej strony, dziś wydaje mi się, że kategoria «życia po swojemu» nie tylko dotyczy kobiet, ale nas wszystkich – ludzi, którzy stali się więźniami/niewolnikami opresyjnego systemu i samych siebie. Cena za wyrwanie się, złamanie reguł i odejście zawsze jest wielka i okrutna. Nie ma litości w jej egzekwowaniu. Widzimy to wyraźnie na scenie” – pisze Zbyszek Dramat w portalu „e-teatr.pl”. Czytaj więcej→
„W moim przekonaniu najnowsza premiera na Scenie przy Wierzbowej ma zdecydowanie więcej plusów niż minusów i jest bez wątpienia sukcesem, szczególnie bardzo dobrze dysponowanego zespołu aktorskiego. Obecna dyrektorka Teatru Ludowego w Krakowie wyciąga z Horvátha całą jego drapieżność i okrucieństwo, a pesymistyczny konterfekt klasy drobnomieszczańskiej ubiera w szaty mocno umuzycznionej formy, która swoją siłę dramatycznego wyrazu uzyskuje również dzięki dynamicznemu udziałowi w scenicznych wydarzeniach zespołu pięciu muzyków, grających na pianinie, perkusji, klarnecie, tubie i trąbce. Akurat taki zestaw użytych instrumentów doskonale nadaje się do tego, by funkcja muzyki wyszła dalece poza swój ilustracyjny czy czysto rozrywkowy charakter. By dzięki mocy swojego brzmienia, szczególnie instrumentów dętych, stała się ważnym elementem konsekwentnie budowanej struktury dramatu, który miał nosić tytuł Piękność z Schelingstrasse, a sam autor zaliczał go do «sztuk ludowych».
(...) Bogajewska pokazując losy Marianny (nieoczywista, bo wieloznaczna, pełna poświęcenia i wewnętrznego napięcia rola Michaliny Łabacz ma niebagatelny wpływ na oblicze tego przedstawienia) pyta o kilka bardzo istotnych rzeczy: czym może być dla nas i co nam może przynieść wykraczanie poza peryferia własnego świata, poza sferę komfortu, w której zdaje się nam, że żyjemy, jak dotkliwe może być zło w obliczu niemożności odnalezienia nadziei, co jest normalnością i czy nieposkromione uczucie staje się jej przekroczeniem…” – odnotowuje Wiesław Kowalski w portalu „Teatr dla Wszystkich”. Czytaj więcej→
„Mistrzyni inteligentnego i wrażliwego teatru obyczajowego sugestywnie, choć tylko z kilku przedmiotów i gestów, buduje w tym spektaklu świat z całkiem innej epoki. W ciekawy sposób pokazuje skomplikowane, często wręcz zaburzone, międzyludzkie relacje w obliczu lekko tylko przeczuwanej, choć oczekiwanej, katastrofy. Buduje tu też robiący wielkie wrażenie poczet ludzi skrzywdzonych, błądzących, złamanych i załamanych, których bardzo przekonująco odgrywa sprawna i świadoma obsada” – podkreśla Przemysław Gulda na swoim koncie instagramowym. Czytaj więcej→
O kreacjach aktorskich, scenografii, muzyce i choreografii:
Michalina Łabacz (Marianna), Paweł Brzeszcz (Alfred) w Opowieściach Lasku Wiedeńskiego Ödöna von Horvátha w reżyserii Małgorzaty Bogajewskiej. Fot. Marta Ankiersztejn
„Puls Opowieściom nadaje muzyka na żywo Bartłomieja Woźniaka, wykonywana przez energetyczny zespół w składzie: pianino, trąbka, klarnet, tuba i perkusja. Muzyka, obecna przez całe przedstawienie, stanowi nie tylko tak zwany podkład muzyczny, ale uczestniczy i najlepiej oddaje spór między tradycyjnymi wartościami a tym, co nowe, nieznane, wyzwalające. Muzyka jest też nośnikiem treści marzeń młodych bohaterów. Toczą między sobą efektowne bitwy taneczne (choreografia Maćko Prusak). Może najlepiej wyrażają to pojedynkiem na tańce: «po naszemu» – prostym i swojskim «um-pa, um-pa», tak jak pragnie Oskar, biorąc Mariannę w objęcia, z tańcem pełnym dzikości, temperamentu i wyzwalającego się pożądania, Marianny z Alfredem (Paweł Brzeszcz). Muzyka, szczególnie ta grana na tubie, nadaje też portretowanemu światu potrzebnej chwili wytchnienia, dystansu i poczucia humoru. Dystans jest też osiągany przez mówienie niektórych kwestii i śpiewanych popisów do stojącego na scenie mikrofonu, jak podczas estradowego występu.
Scenografia, plastycznie spójna i skomponowana kolorystycznie w jednej tonacji z kostiumami (Anna Maria Karczmarska), stworzona została na różnych planach, które w zależności od sceny zmieniają swoje funkcje, a przemyślane światło (Dariusz Pawelec) daje poczucie głębi, uwydatnia zmienność nastrojów, iluzorycznie otwiera i powiększa przestrzeń tej w końcu niewielkiej sceny.
W tym obrazie mieszczańskiej zbiorowości rządzonej prawami patriarchatu najważniejsze są jednak portrety sześciu kobiet w różnym wieku, portrety różnorodne i dopełniające się. Choć zostały nakreślone różnymi aktorskimi środkami, wszystkie one ukazują kobiety skazane na przegraną. Te znakomicie zagrane role kobiet stanowią wyjątkową wartość przedstawienia Bogajewskiej. Każdej z aktorek należałby się oddzielny opis aktorskiego kunsztu, celności używanych środków i niebywale świadomego posługiwania się ciałem.
Kobiety te na różne sposoby muszą udowadniać światu swoją użyteczność. Najbardziej formalna jest Babcia (Anna Chodakowska), niosąca zło, przemocowa strażniczka reguł świata bez bękarta; bezwolna, posągowa Matka (Anna Ułas), kobieta bez własnego zdania z zamrożonymi uczuciami; lekko groteskowa Ciotka (Monika Dryl) zasznurowana w konwencjach i wybranej powierzchowności ciotki-klotki z kipiącym pod spodem temperamentem i humorem, Emma (Zuzanna Saporznikow) pełna tajemnicy, walcząca ze swoja kobiecością, przybierająca męską, obronną wobec swojego małżeństwa i losu masarki grzebiącej we flaczkach, twardą postać i w końcu niby najbardziej wyzwolona Waleria (Beata Ścibakówna), kobieta świadoma panujących zasad i umiejąca z nich korzystać. Z pozoru jest celebrycko szczęśliwa, dzięki poznaniu wartości wszystkiego na sprzedaż nie ma złudzeń; naprawdę pod makijażem prezentuje zmęczoną ciągłą walką o zachowanie statusu i utrzymanie przy sobie mężczyzny, wrażliwą, przeraźliwie smutną twarz. Ścibakówna w tej roli stworzyła przejmująco kobietę pełną sprzeczności; bo jedynie ona potrafi zachować empatię wobec idącej na stracenie Marianny. Wszystkie te pięć świetnych, tak różnobarwnych ról kobiet z przetrąconym losem, pracuje teatralnie na rolę Marianny. Michalina Łabacz nie gra ani głupiej, ani naiwnej młodej dziewczyny. Ze sceny na scenę obnaża się jej bezbronność i bezsilność wobec życia, przeżyć, reguł, którym nie można się z sukcesem przeciwstawić. Nie może dać sobie prawa do życia po swojemu, w wolności, w niezgodzie z tym, co wszyscy jej proponują: ojciec, społeczność, Kościół, napotkana miłość. Jej świat gna ku katastrofie. Jakiż ból nam sprawia, walcząc z baby bluesem, goląc nogi w łazience dla ukochanego, zasłaniając i wycierając piersi z mleka karmiącej matki przy próbie zbliżenia. Marianna wręcz fizycznie nas boli, gdy rozbiera się w klubie i tak samo boli, gdy obnaża się przed spowiednikiem – ojcem, wtłaczającym ją w poczucie winy. Inaczej chyba, niż chciał Horváth – nie przez swoją nieskończoną głupotę. Boli, bo rzeczywistość, którą stworzyła na scenie Bogajewska, dowodzi, że Marianna nie ma realnych szans na zmianę. Jest ofiarą złożoną w milczeniu.
(...) Wielowymiarowe i niejednoznaczne są również role mężczyzn; przede wszystkim Ojca (Piotr Grabowski), opresyjnego i bezbronnego równocześnie, bezrefleksyjnego, zwierzęcego Hawliczka (Adam Szczyszaj), niedojrzałych młodych: Alfreda (Paweł Brzeszcz), Oskara (Mateusz Rusin), starego wyjadacza Rotmistrza (Wiesław Cichy), Eryka (Hubert Łapacz), postaci – faszystowskiego kretyna czy bezwzględnego kokainisty Ferdynanda/Konferansjera (Mateusz Kmiecik). Ten ostatni, przedsiębiorca, prowadzący podejrzany kabaretowy lokal, wydał mi się postacią najbardziej współczesną. Może przez golfowy kij, ogoloną na łyso głowę i diaboliczny rys. A może dlatego, że podobnych do niego dostrzegłam w zbierającym się tłumie, tuż obok Sceny na Wierzbowej, przechodzących weekendową selekcję przy wejściu do coraz modniejszego klubu Warszawy. Jak dobrze, że rośli mężczyźni przysłaniali twarze młodych kobiet” – podkreśla Ewa Milles-Lacroix w portalu Teatrologia.info. Czytaj więcej→
„Opowieści Lasku Wiedeńskiego rozgrywają się w półokrągłej przestrzeni, kojarzącej się z ziemskim horyzontem. Jedna ze ścian jest szklana. Na początku widać przez nią rzeźnickie haki z półtuszami, potem łazienkę w mieszkaniu Marianny i Alfreda, gdzie kobieta przygotowuje się na spotkanie z ukochanym. W dalszej akcji szyba staje się witryną, w której wystawiane są na pokaz kobiety-towary, wreszcie na powrót odsłania rzeźnicką halę. Zatem także w planie przestrzennym historia wróci do punktu wyjścia. Anna Maria Karczmarska daje metalowym ścianom kolor rdzawy, sugerując, że świat murszeje, rozpada się – stoi na krawędzi kryzysu ekonomicznego, w przededniu drugiej wojny światowej. Zło jest tu przyczajone, wsącza się i przenika, osacza i obejmuje coraz większe rewiry, jak krew na fartuchach Emmy i Hawliczka. Nie jest głośne ani widowiskowe, zwłaszcza z początku. A jednak od czasu do czasu wybucha, jak wtedy, gdy młody student Eryk (Hubert Łapacz) wykonuje pozdrowienie «Sieg Heil!», czy kiedy ciotka Henrietta wykrzykuje przy stole: «Wojna musi być! A nie, żeby te obce ścierwa po naszej ziemi chodziły i pod naszymi płotami zdychały». Świat znów jest na krawędzi. Historia z lat trzydziestych XX wieku może się zdarzyć teraz, wszędzie, nie tylko w drobnomieszczańskim środowisku zakłamanych moralistów (oddanych przekonywająco przez cały zespół aktorski)” – zaznacza Katarzyna Flader-Rzeszowska w „Teatrze”. Czytaj więcej →
„Beata Ścibakówna świetnie oddała zblazowaną Walerię wykorzystującą majątek do tresowania mężczyzn, którzy upokarzani dają jej poczucie siły. Ale nawet ten smak dominacji nie przynosi jej upragnionego szczęścia, a jedynie trwały marazm zalewany dla ukojenia alkoholem. Emma bardzo udanie wyrysowana przez Zuzannę Saporznikow postanowiła się podporządkować, ale będąc już w przemocowym związku chce przynajmniej mieć nad nim kontrolę. Ich relacje to bardziej transakcje, niż miłosne amory. Tych pragnęłaby Marianna, subtelnie i z wyczuciem zagrana przez Michalinę Łabacz, ale jej próba zerwania z tradycją, kończy się katastrofą. (...) W całym tym towarzystwie odrobinę ciepła wzbudza jowialna ciotka Moniki Dryl i rotmistrz Wiesława Cichego, którego odczytałem jako jedynego trzymającego się starych żołnierskich zasad przyzwoitości.
(...) Osobny akapit oddać należy Annie Marii Karczmarskiej, która wiedeńską uliczkę z kart tekstu Horvátha spektakularnie przeniosła na scenę kameralną Teatru Narodowego przygotowując kostiumy i wyrazistą scenografię. Sielankowa brama zaręczynowa, kwietne obrusy i suto zastawiony stół kontrastowały z wystawą zakładu rzeźnickiego, gdzie dumnie prezentowały się wieprzowe tusze. Chapeau-bas dla techników za przygotowanie kaszanek i kiełbas, na widok których niejednemu pociekła ślinka. Podobało mi się wykorzystanie przestrzeni z tyłu sceny, która choć odgrodzona pleksiglasową przegrodą niejednokrotnie wysuwała się naprzód wobec rozgrywających się tam scen. Narastający chaos i okrucieństwo życia podkreślały sceny świniobicia, walające się flaki i umorusane krwią fartuchy. Sceny w ‘Maximie’ zaś niezwykle udanie parodiowały przedwojenny rewio-kabaret z jego erotycznymi podtekstami zarówno w strojach, jak i choreografii” – odnotowuje Marek Zajdler w portalu NaszTeatr.pl. Czytaj więcej→
„Na szczególne uznanie zasługuje Zuzanna Saporznikow, która jakże niezwykle wcieliła się w postać Emmy. Nie mówi w sztuce zbyt wiele (ten toast kobiety zgwałconej... – to trzeba zobaczyć), ale jej obecność potwierdza, że w ogóle nie można nic zrobić (?), wystarczy się tylko podporządkować (?). Jej postać zagęszcza atmosferę lasku wiedeńskiego. Wystarczy być, ale jak być... Jeżeli pójdę na ten spektakl raz jeszcze, to zrobię to dla Emmy” – pisze Zbyszek Dramat w portalu e-teatr.pl. Czytaj więcej→
„Bogajewska w swoim spektaklu wykorzystuje prosty zabieg wzbogacenia akcji nieustanną muzyką wykonywaną na żywo, co podkreśla świat miasta muzyki, ale nie Mozarta czy Straussa, tylko właśnie mieszczańskiego folkloru. Rubaszność dzięków współgra z owym rodzajowym obrazkiem. Reżyserka kontrastuje światy, a piosenka Emmy (Zuzanna Saporznikow) z tekstem powtarzanym «miłość to taki kwiat, co tylko raz zakwita» jest swoistym mottem upadku Marianny. Bowiem rozkwitających płomieni natury jest niewiele, więcej owego upodlenia i ludzkiej przemocy. Część pierwsza spektaklu posiada świetny rytm i nastrój” – podkreśla Benjamin Paschalski na blogu „Kulturalny Cham”. Czytaj więcej→
Scena zbiorowa. Na pierwszym planie: Zuzanna Saporznikow (Emma), Beata Ścibakówna (Waleria) w Opowieściach Lasku Wiedeńskiego Ödöna von Horvátha w reżyserii Małgorzaty Bogajewskiej. Fot. Marta Ankiersztejn
„Ta rozgrywana w szalonym tempie scena przyjęcia wciąga, oszałamia, zachwyca jako efektowny, skuteczny w budzeniu emocji teatr. Ogromną rolę odgrywa tu muzyka. Zespół muzyczny jest częścią akcji. (...) Wymieńmy kapelę: Sebastian Pikula (pianino), Kazimierz Nitkiewicz (trąbka), Sebastian Kuchczyński (perkusja), Piotr Janiec (tuba), Michał Robak (klarnet). Jako autor muzyki wymieniany jest Bartłomiej Woźniak. Jestem ciekaw z czego korzystał w tych aranżacjach. Autorem choreografii, odgrywającej tu dużą rolę, jest Maćko Prusak. Zespół aktorski działa jak dobrze naoliwiona machina.
Akt drugi komplikuje akcję, która dzieje się w wielu miejscach. Niektóre sceny rozgrywają się równolegle, gra planami jest dynamiczna. Reżyserka połączyła niektóre postaci, inne pominęła, ale i tak jest ich dużo. Gdyby nie perfekcyjna ekipa, powstałby chaos, ale w ani jednym momencie go nie czujemy. Wszyscy się do tego dokładają, łącznie z wydobywającym na scenie to co ważne reżyserem światła Dariuszem Pawelcem. Muzyka powraca jako ważny komentator zdarzeń w scenie z nocnego klubu. Groteskowa, widowiskowo wulgarna rewia aranżowana przez znakomitego Mateusza Kmiecika jako Konferansjera (jest on też cynicznym bossem nocnego życia Ferdynandem) kojarzy się naturalnie z Kabaretem Boba Fosse’a” – pisze Piotr Zaremba w portalu „Polska Plus”. Czytaj więcej→
„Bogajewska w swoim spektaklu wyeksponowała zarówno kwestie społeczne, które najsilniej, zwłaszcza jeśli chodzi o destruktywne działanie pieniądza, uosabia postać Alfreda, tyleż zagubionego, co groźnego w swej bezwiednej plugawości (kolejna udana rola Pawła Brzeszcza), polityczno-ideowe, które w drugiej części przedstawienia są bardzo ciekawie pokazane w sekwencjach traktujących o rodzącym się nacjonalizmie i tym, jak eskalował – tu nie bez znaczenia jest ciekawie wyeksponowana rola Mateusza Kmiecika jako Ferdynanda / Konferansjera, który jawi się niemal jako demoniczny manipulator, w konsekwencji metaforyzując jednocześnie strefę swoich własnych działań, jak i świat, który wokół niego się stwarza. Choć nie mniej istotne jest już pojawienie się w pierwszej części (na premierze zagrana została od początku do końca koncertowo, bez ani jednego fałszywego tonu, w znakomitym tempie jeśli chodzi o rozłożenie amplitudy wzmagających się napięć i nieporozumień) postaci Eryka (Hubert Łapacz), młodego, niedojrzale skrywającego swe kompleksy faszystowskiego studenta, który zajmie miejsce Alfreda u boku Walerii, wciąż poszukującej czegoś więcej niż tylko uczuciowej naskórkowości (bardzo dobra, nie pozbawiona elementów rozpaczy, rola Beaty Ścibakówny). Kolejnym, może najważniejszym ogniwem warszawskiego przedstawienia jest postać Marianny, albowiem przyglądając się jej życiu wchodzimy w sferę psychologicznych motywacji protagonistów i tego, co kieruje ich postępowaniem, jak objawiają się ich uczucia, jakie namiętności nimi żądzą i jak to wszystko razem konstruuje ich zależności, sposoby porozumiewania się i wzajemność powstających i rozpadających się relacji.
(...) Bohaterowie u Bogajewskiej nie boją się użyć niekiedy mocniejszych rysów satyryczno-kabaretowych czy przejaskrawień (udane, wyraziste role Mateusza Rusina, Moniki Dryl, a zwłaszcza Zuzanny Szaporznikow i Adam Szczyszczaja, którzy w rolach Emmy i Hawliczka są dotkliwym kontrapunktem dla tragicznych losów Marianny), co nie znaczy, że tracą przez to na autentyczności, zarówno gdy opowiadają o swoim szczęściu czy przeżywanych udrękach, jak i wtedy gdy eksponują swoją bezduszność czy pławią się we własnej krótkowzroczności albo rozwiązłości” – pisze Wiesław Kowalski w portalu „Teatr dla Wszystkich”. Czytaj więcej→
„Na pierwszy plan w spektaklu Bogajewskiej wysuwają się kobiety – młode i stare, piękne i brzydkie, dobre i złe, bezkompromisowe i obłudne, ciekawe i nudne – jak się zdaje na przekór rzeczywistości, którą rządzą mężczyźni. Reżyserka z uwagą i precyzją przygląda się każdej postaci, zagląda w jej głąb. Nawet role najmniejsze są wyraziste, zauważalne, pełnokrwiste. Babcia w wykonaniu Anny Chodakowskiej przywodzi na myśl upiorną wiedźmę z baśni dla dzieci. Aktorka rysuje swoją postać grubą, groteskową kreską. Z pozoru niegroźna starsza pani okazuje się bezduszną morderczynią. Nie przebiera w słowach, jest brutalna, agresywna i może dlatego ma słabość do Alfreda, który dorównuje jej bezwzględnością. Dla kontrastu Matka Alfreda (Anna Ułas) należy do nielicznych postaci posiadających resztki człowieczeństwa. Obdarza niemowlę czułością, poświęca mu czas, troszczy się o marnotrawnego syna, interesuje się losem Marianny. Ciotka (znakomity epizod Moniki Dryl) to z kolei kobieta, której nikt nie widzi i nie słucha. Przezroczysta. Dziwaczna, nudna, nijaka, pocieszna. Ubrana w musztardową sukienkę i kapelusz kurczowo przyciska torebkę, z którą się nie rozstaje. Czasem udaje jej się wtrącić kilka zdań i wiadomo, że poświęciła życie mężowi i domowi. Zuzanna Saporznikow jako Emma tworzy przejmujący wizerunek młodej dziewczyny tęskniącej za prawdziwą miłością, podczas gdy traktowana jest jak przedmiot służący do zaspokajania seksualnych męskich potrzeb. W wykonywanej przez nią piosence zaczynającej się od słów: „Bo miłość to cudowny kwiat”, nostalgia za nieosiągalnym uczuciem miesza się z ironią i dystansem wobec utopijnej natury miłości. Galerię skrzywdzonych kobiet zamyka Waleria (zapadająca w pamięć rola Beaty Ścibakówny). Bogata wdowa jest atrakcyjną, niezależną i przenikliwą kobietą (ona jedna zna Alfreda i wie, czego się po nim spodziewać), jednak samotną i niespełnioną. Uporczywie i bezskutecznie szuka miłości, kupując sobie coraz to młodszych kochanków”– pisze Malwina Głowacka w portalu „teatralny.pl”. Czytaj więcej→
„Uwagę przykuwają muzycy ubrani w stroje z epoki, z początku stojący z boku sceny, z czasem podejmują interakcje z bohaterami, stają się uczestnikami wydarzeń. Fantastycznie poradzili sobie z graniem, poruszaniem się w niewielkiej przestrzeni i z małymi zadaniami aktorskimi. (…) Nie tylko więc niewielka scena i minimalistyczna, ale funkcjonalna scenografia Anny Marii Karczmarskiej umożliwiła widzom wejście w środek miejsc i wydarzeń. Także dzięki aktorom, siedzieliśmy przy stole, byliśmy intruzami w niegościnnym mieszkaniu Marianny, a potem weszliśmy do piekielnego klubu nocnego. Bogajewska z zespołem stworzyli klasyczny w formie, ale niezwykle udany i przejmujący spektakl. Tradycyjny teatr w mistrzowskim wydaniu” – podkreśla Hanna Gęba w „Nowej Sile Krytycznej”. Czytaj więcej→