Aktualności
Recenzje po premierze „Ułanów”
16/03/2018
Recenzenci i teatralni blogerzy dzielą się swoimi opiniami o Ułanach Jarosława Marka Rymkiewicza w reżyserii Piotra Cieplaka:
„...Narodowy to dziś naprawdę jeden z najlepszych teatrów w Polsce. A pomysł sięgnięcia po tego Rymkiewicza (premiera rok 1975) to coś świeżego i oryginalnego. Nawet jeśli przewrotnego, to przewrotność uprawniona” – ocenia Piotr Zaremba w portalu wPolityce.pl. Czytaj więcej →
„...dramaty [Rymkiewicza] to trochę pastisze Gombrowicza i Różewicza, a z drugiej strony – sztuki bezwzględne wobec romantycznych klisz. To także anarchiczny, zjadliwy dowcip. Pieprzny, dosadny i sprośny, a po chwili przechodzący w poetycką lekkość i abstrakcję. [...] Ułani to jadowita kpina z mesjanistycznej mitologii, romantycznej wizji męskiej, bohaterskiej wspólnoty. Ale też ze współczesnej młodszemu Rymkiewiczowi teatralnej i poetyckiej awangardy” – pisze Witold Mrozek w „Gazecie Wyborczej” w zakładce Teatr. Czytaj więcej → (recenzja w portalu e-teatr→ )
„Skojarzenia literackie, których Rymkiewicz dostarcza, nie sprawiają kłopotów w odbiorze dzięki znakomitej reżyserii Piotra Cieplaka i wyśmienitej obsadzie złożonej z artystów Teatru Narodowego w Warszawie. Aktorzy mówią w sposób mistrzowski, bawią się słowem, które podsunął im poeta z Milanówka” – o spektaklu pisze Wojciech Giczkowski w portalu Teatr dla Was, (recenzja w portalu e-teatr). Czytaj więcej →
„Cieplak stara się odnajdywać właściwą drogę ku interpretacji sensów zawartych w dramacie, choć nie bez lubości bawi się tekstem, rzucając na pewne rozwiązania dramaturgiczne nowe światło i nieco innymi akcentami, czasami zagadkowymi, uciekając przed oczywistościami. Takie podejście pozwala mu na osiągnięcie prostoty i czytelnego przekazu, bez specjalnego wdawania się w dyskusję z autorem Dworu nad Narwią, choć indywidualność reżysera – bardzo inteligentnie i błyskotliwie – objawia się w pewnych modyfikacjach próbujących tę dyskusje spiętrzyć, rozszerzyć i dopełnić o spojrzenie bardziej niż pretekstowe. Cieplak umiejętnie pokonuje wszystkie rafy trudności, wynikające z nagromadzenia elementów parodii i groteski, a aktorzy gładko i płynnie wyciskają ze specyficznego i jakże pięknego wiersza Rymkiewicza, na którym łatwo się potknąć, wszystkie możliwe soki. To dzięki nim na Wierzbowej każda wierszowana fraza, nawet jeśli sparodiowana i nie pozbawiona dwuznaczności, jest w scenicznych działaniach kwintesencją dobrego smaku, do tego charakteryzuje się dowcipną lekkością i znakomitym tempem” – opisuje Wiesław Kowalski w portalu Teatr dla Wszystkich. Czytaj więcej →
„Dobry tekst to jednak połowa sukcesu. Kto czytał dramat Rymkiewicza w wersji książkowej, ten zauważy, że wcale nie tak łatwo powiedzieć to wszystko na głos w taki sposób, by dobrze leżało w ustach. Ale jak już się wpadnie w rytm, tekst leje się ze sceny w sposób niesamowicie naturalny. I uwypuklają się wszystkie jego zalety, niejednoznaczne wybryki fabularne, mieszanie rejestrów – puszczanie oka do widza, żenienie romantycznego słownictwa współczesnym – gry słowne czy dialogi z zaświatami” – zauważa Tomasz Flasiński w portalu Teatr dla Was, (recenzja w portalu e-teatr). Czytaj więcej →
„Piotr Cieplak podszedł do utworu Rymkiewicza z szacunkiem, w myśl norwidowskiej zasady «nie stargam cię, ja nie, ja uwydatnię». Komedia drwiąca z narodowych świętości, mimo literackich mielizm brzmi niezwykle współcześnie, ale o jakości przedstawienia decyduje znakomite aktorstwo. Ułańska fantazja scenografa Andrzeja Witkowskiego przekształciła scenę przy Wierzbowej w polskie muzeum...” – notuje Jan Bończa-Szabłowski, „Rzeczpospolita”. Czytaj więcej → )
„Niewystawianą od 22 lat sztukę Cieplak umiejscawia w stworzonym przez scenografa Andrzeja Witkowskiego na Scenie na Wierzbowej Muzeum Wszech-Ułaństwa Polskiego. Podczas dwóch antraktów można oglądać jego eksponaty, podziwiać trąbki, szable i mundury, wprawić w ruch arcypolskiego bociana czy opaść leniwie na «kanapę omdleń». [...] Przypomnienie talentu i dowcipu Rymkiewicza sprzed lat to jedna z najlepszych rzeczy, jakie Teatr Narodowy i Piotr Cieplak mogli zrobić dla polskiej kultury. A Ułani poza wycieczką w rzadko odwiedzany obszar naszej literatury są też po prostu dobrą propozycją na marcowy wieczór” – pisze Witold Mrozek w „Gazecie Wyborczej” w zakładce Teatr. Czytaj więcej → (recenzja w portalu e-teatr→ )
„Fantastyczne przedstawienie. Sezon już za półmetkiem, na razie Piotr Cieplak z niedawnym, również zrealizowanym w Narodowym Elementarzem Klickiej, a teraz z Ułanami wydaje mi się jego największym zwycięzcą” – podsumowuje Jacek Wakar w portalu Onet.pl (Kultura). Czytaj więcej →
„Ogląda się to wszystko wyśmienicie, jest w tym mnóstwo dystansu i niechęci do narodowej bufonady, partyjnych akademii, czołobitności wobec romantyzmu czy odpustowego patriotyzmu. Do tego cała obsada aktorska jest fantastyczna. Jednych jest tu trochę mniej, innych trochę więcej, ale w sumie wszyscy robią świetną komediową robotę. Co prawda finał jest nieco zatrważający, bo tytułowi ułani znów jadą się bić zamiast rodziną i firmą się zająć, ale widocznie już taki nasz los, potomków ułanów, obywateli Najświętszej RP. Zatem mocno polecam odświeżyć nasze patriotyczne głowy. Z Ułanami warto!” – pisze Robert Trębicki w portalu Teatr dla Wszystkich. Czytaj Więcej →
O kreacjach aktorskich:
„Ułani stają się czymś znacznie więcej niż tylko repertuarową osobliwością. Są odkryciem dzieła niby niepozornego, a znakomitego. Aby się o tym przekonać, trzeba jednak reżyserskiej inwencji Piotra Cieplaka i zespołu Teatru Narodowego. Nawet odrobinę słabsi aktorzy, grający Ułanów pół poziomu niżej, zamieniliby sztukę w niezbyt zabawną i mało urokliwą karykaturę”. „Ułani to prawdziwe zwycięstwo zespołu Teatru Narodowego, dotychczas nienawykłego do rzeczy o podobnej proweniencji. To dramat szalenie trudny, bo nie dość, że pisany ośmiozgłoskowcem, to jeszcze pełen neologizmów, mocno zrytmizowany. Wspaniale dysponowani artyści z narodowej sceny wchodzą jednak weń z widoczną radością. Trzeba zobaczyć jowialną Ciocię Anny Seniuk, Dominikę Kluźniak efektownie zrywającą ze stereotypem niewinnej panienki, Jana Arkadiusza Janiczka, z którego nagle wyłazi bezwzględność Mrożkowego Edka z Tanga. Piotr Grabowski daje soczystą karykaturę mocnego wojaka, młody Hubert Paszkiewicz wygrywa dwuznaczności swego Lubomira, Mariusz Benoit bawi się wizerunkiem romantycznej zjawy, Anna Ułas i Paulina Korthals znajdują sobie miejsce na pograniczu teatralnej iluzji i naszego świata, bo nienachalnie, za to z wdziękiem podkreślają dystans do scenicznych zdarzeń. Prawdziwy komediowy tour de force daje Jerzy Radziwiłowicz, gdyż jego Graf jest i z Fredry i ze Słowackiego. A przy tym wielki aktor wyraźnie cieszy się innym niż zazwyczaj zadaniem, tkając je z efektownych drobiazgów, nitka po nitce” (Jacek Wakar, Onet.pl, Kultura). Czytaj więcej →
„Dawno nie widziałem w Narodowym tak żywiołowo i precyzyjnie zagranego przedstawienia. Fenomenalna jest Dominika Kluźniak jako konkretna, zdroworozsądkowa i zmęczona męską nieporadnością Zosia. Kroku dotrzymuje jej Anna Seniuk w roli Ciotki, wreszcie aktorskim odkryciem jest Hubert Paszkiewicz grający młodego Lubomira.
Cieplak gra też zręcznie z nobliwym obliczem prowadzonego przez Jana Englerta teatru. Świadczy o tym nie tylko zaangażowanie brawurowego tutaj Jerzego Radziwiłowicza do roli szarżującego Grafa-Feldmarszała, ale też obsadzenie Mariusza Benoit w roli ukrytego za ścianą dworku Widma (odległego echa księcia Józefa Poniatowskiego). Widmowy Książę próbuje kierować zza grobu akcją, odziany w napoleoński mundur i czako dosiada konia… tyle że tyłem do przodu i strategiczny horyzont wyznacza mu koński zad. Cała wstecz!” (Witold Mrozek, „Gazeta Wyborcza”). Czytaj więcej → (recenzja w portalu e-teatr→ )
„...jeszcze zanim aktorzy wkroczą do właściwej akcji zobaczymy i usłyszymy przed wejściem na widownię rozegzaltowaną Ciotunię (znakomita Anna Seniuk) , Anię i Franię - dziarskie pokojówki (Paulina Korthals, Anna Ułas), temperamentną Zosię (rewelacyjna Dominika Kluźniak) i rozognionego Grafa (świetny Jerzy Radziwłowicz) w uwerturze rozpoczynającej jakby działania zaczepne z wykorzystaniem najbardziej namaszczonych bon motów czy idiomów z naszego piśmiennictwa i naszej historii” (Wiesław Kowalski, Teatr dla Wszystkich). Czytaj więcej →
"Należyte pochwały wymagałyby wymienienia każdego z osobna, więc można to sobie darować i wymienić tylko jedną osobę – Dominikę Kluźniak w głównej roli żeńskiej. Od czasu Barbary Wysockiej [...] w Juliuszu Cezarze w Powszechnym nie widziałem roli, w której zawarto by jednocześnie tyle różnych rejestrów emocjonalnych i taką łatwość przechodzenia między nimi – od lęku do fascynacji, od uwodzenia do wściekłości, od kokieterii do poniżania. Łącznie z nieoczekiwanym «fajt», czyli omdleniem; zmienić ton, wskoczyć na kanapę, zastygnąć w pozie nieprzytomnej, a wszystko to z marszu, na ostatnim oddechu po długim monologu – i w półtorej sekundy. W tym kontekście brzmi to nieomal jak «fight». Świadome używanie ciała do kształtowania cudzego odbioru własnej osoby, atak słabością, szantaż rzekomą kruchością. Półtorej sekundy, przypominam. Podobnie poczyna sobie zresztą Lubomir (Hubert Paszkiewicz)” (Tomasz Flasiński, portal Teatr dla Was; recenzja w portalu e-teatr→)
„Właściwie należałoby wymienić po kolei wszystkich aktorów. Dla mnie na tle perfekcyjnego zespołu wybijała się Dominika Kluźniak jako piekielnie wieloznaczna, mieniąca się wszelkimi barwami Zosia i fenomenalny Arkadiusz Janiczek jako ordynans Jan, na początku tylko groteskowy ozdobnik, na końcu ktoś groźny i do końca nierozpoznany (nowy Edek? Ale to nie Mrożek!). Tej roli mogła grozić aktorska szarża. A przecież Janiczek się zatrzymuje – z podziwu godną intuicją.
Czy trzeba przekonywać, że odnajdą się świetnie w takiej konwencji groteski, ale też cieniutkiej, nieprzeszarżowanej, tacy wyjadacze jak Anna Seniuk (Ciotunia), Mariusz Benoit (Widmo) czy Jerzy Radziwiłowicz (Feldmarszał)? To jest aktorstwo z czasów potęgi polskiego dramatu, które symbolizował i Mrożek, i właśnie Rymkiewicz. Ale oklaski także dla młodszych: Piotra Grabowskiego jako zdemenciałego Majora, Pauliny Korthals i Anny Ułas w roli wszechobecnych pokojówek z wiankami na głowach. Hubert Paszkiewicz, świeżo po Akademii Teatralnej, już drugi raz zaskakuje jako równorzędny partner dla gwiazd (poprzednio w sztuce Nikt Hanocha Levina). Tu jako Lubomir jest postacią złożoną z czystego absurdu. Ta wielopokoleniowość zespołu Narodowego skądinąd dobrze mu wróży” (Piotr Zaremba, portal wPolityce.pl). Czytaj więcej →