Aktualności
Recenzenci o „Jak być kochaną”
08/03/2019
Jak być kochaną Kazimierza Brandysa w reżyserii Leny Frankiewicz oceniają recenzenci i teatralni blogerzy:
W Jak być kochaną wszystko oparte jest na wojennych przeżyciach Felicji i Wiktora. Lenie Frankiewicz razem z Małgorzatą Anną Maciejewską udało się, sięgając po różnorodne środki teatralne, opowiedzieć przy Wierzbowej dramatyczną historię w formie niezwykle spójnej i poruszającej. Frankiewicz w swoich koncepcjach reżyserskich bywa zdecydowana i niezwykle twórcza, [...] ...tworzy spektakle żywe, najczęściej korzystające z bardzo szlachetnej teatralnej materii, w dużej mierze z samego aktora, ale i z możliwości, jakie daje jej sceniczna przestrzeń, budowana w sposób nieoczywisty i metaforyzująca przedstawianą rzeczywistość. Poza tym szacunek budzi to, że posiłkując się własnymi pomysłami nie stara się sprzeniewierzać intencjom autora.”
„Frankiewicz udało się uniknąć ckliwych czy sentymentalnych nastrojów (choreografia Marty Ziółek, rozładowująca psychologiczne wynurzenia, znakomicie to wspomaga, a sceny gwałtu i swoistej wojennej rekonstrukcji są tego najlepszym przykładem), uwypuklając to, co w opowiadaniu Brandysa i scenariuszu filmowym Wojciecha Hasa jest najbardziej ważkie, istotne i potrzebne do zrozumienia skomplikowanych relacji będących nośnikiem refleksji na temat miłości (ale nie tylko) i jej konsekwencji” – zauważa Wiesław Kowalski w portalu Teatr dla Wszystkich. Czytaj więcej →
„Jedno powiedzieć trzeba od razu – przedstawienie na Scenie przy Wierzbowej Teatru Narodowego jest dziełem całkowicie autonomicznym. Bazuje na wspaniałym opowiadaniu Kazimierza Brandysa, gdzieś w tle pamięta się wybitny film Wojciecha Jerzego Hasa z wielką rolą Barbary Krafftówny, ale spektakl Leny Frankiewicz może też istnieć poza ich kontekstem. [..] Lena Frankiewicz ma taką zdolność, że najbardziej znane historie opowiada po swojemu, jakoś inaczej, wedle własnego charakteru i temperamentu. Nie sili się na widowiska, po których powszechnie ochrzczono by ją mianem wielkiej inscenizatorki, woli raczej operować w mniejszej skali. Przy tym jednak nie boi się ryzyka. Wypada docenić jej determinację i konsekwencję” – pisze Jacek Wakar w portalu Kultura Liberalna. Czytaj więcej →
„Reżyserka akcję spektaklu sytuuje w miejscu «pomiędzy» życiem a śmiercią, tym co świadome i ukryte – w purgatorium rozumianym jako miejsce oczyszczenia. Wysyła bohaterkę w symboliczną podróż ku «odpamiętnieniu». [..] Małgorzata Anna Maciejewska, autorka adaptacji, zachowuje charakterystyczną dla filmu chronologię retrospekcji. Dramaturgię buduje wokół motywu pamięci, umysłowego przeżywania, subiektywizmu odczuć” – opisuje Marta Żelazowska w wortalu Tearologia.info. Czytaj więcej →
„Ciekawie wymyślona przez Agatę Skwarczyńską scena Narodowego przy Wierzbowej przypomina do pewnego stopnia 2001: Odyseję kosmiczną Kubricka – sterylne biele i wielki czarny dół, do którego raz po raz wpadają Felicja i Wiktor, a wraz z nimi rozpacz, złość, agresja i melancholia bohaterów. Nie są sami, mają słuchaczy. Współpasażerów podróży Felicji, ale także członków trupy teatralnej, być może także współuczestników zbiorowej psychoterapii. To jakby czyściec, poczekalnia przed ostatecznym zejściem w czerń” – dzieli się swoimi uwagami Łukasz Maciejewski w tygodniku Wprost; recenzja w portalu e-teatr.pl. Czytaj więcej →
„Felicja, kobieta z wypatroszonym sercem, finezyjnie i przejmująco grana przez Gabrielę Muskałę, ogląda samą siebie niemal jak kogoś obcego. Lena Frankiewicz maluje życie Felicji niemal w minimalistycznej konwencji, ascetycznie i przekonująco. Piękny powrót do Brandysa” – stwierdza Tomasz Miłkowski w portalu AICT-Sekcja Polska Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Teatralnych. Czytaj więcej →
„Kończyłem oglądać to niedługie przedstawienie łykając łzy. Nie wstydzę się tego. Może po latach powrót do tamtej historii mógł się udać właśnie poprzez wymieszanie środków z teatru tradycyjnego i nowoczesnego, poprzez wzięcie realiów w pewien cudzysłów. Nie, nie odrzucenie ich. To nadal dzieje się podczas drugiej wojny światowej i po wojnie, bohaterami mówią językiem utrwalonym w opowiadaniu Kazimierza Brandysa z 1960 roku. Tyle że mamy tu sporo wizualnych metafor i umowności, autorka inscenizacji przywołuje tamte zdarzenia i dylematy demonstrując je przed nami w jakimś upiornym laboratorium. Scenografia Agaty Skwarczyńskiej tworzy odpowiednie warunki” – dzieli się swoimi wrażeniami Piotr Zaremba w portalu wPolityce.pl. Czytaj więcej →
O kreacjach aktorskich:
„Można popatrzeć więc na Jak być kochaną w Narodowym, jak na opowieść wyrwaną wprost z głowy bohaterki. Felicja od początku swej scenicznej historii stara się złożyć swą historię w całość, poskładać jakoś ze sobą roztrzaskane kawałki pamięci. Przejmująco gra to Gabriela Muskała, tworząc jedną z kreacji sezonu. Jej Felicja ma w sobie wdzięk i pretensjonalność małej trzpiotki, ale za chwilę jest świadomą swego położenia, doświadczoną losem kobietą. Muskała wyrzeka się w swej roli jednoznacznych tonów, buduje skomplikowaną partyturę głosem i ograniczonym do minimum gestem. W pełni panuje nad sceną, niemal ani na chwilę jej nie opuszczając. Domyślam się, że Frankiewicz chciała zrealizować to przedstawienie właśnie dla niej, wybitna aktorka zagrała wcześniej u niej Wassę Żeleznową. Zagrała doskonale, ale Felicja z Jak być kochaną to jeszcze wyższa szkoła jazdy. W roli Muskały chyba najbardziej zachwyca jej konstrukcja – niczym skomplikowana budowla z niezliczonej liczby najmniejszych elementów”. (Jacek Wakar, Kultura Liberalna. Czytaj więcej → )
„Aktorstwo Gabrieli Muskały i Jana Frycza jest za to najwyższej próby przez cały czas, a kameralność Sceny przy Wierzbowej pozwala oglądać ten genialny duet z bliska. Warto wykorzystać tę szansę”. (Aneta Kyzioł, Polityka. Czytaj więcej → )
„Gabriela Muskała miała trudne zadanie. Zagrać Felicję po Krafftównie to - nie przymierzając - jak zmierzyć się z rolą Agnieszki z Człowieka z marmuru po Krystynie Jandzie. Muskała podjęła wyzwanie i wygrała. Felicja Gabrieli Muskały nie przypomina postaci filmowej. Zgadzają się dialogi, imiona bohaterów, reszta jest jej własna. W Felicji Gabrieli Muskały kryje się o wiele więcej niepewności, mniej z trudem wypracowanego spokoju. Oglądamy kobietę po trzęsieniu ziemi. Wojna była tym trzęsieniem. Zabrała jej wszystko, co stanowiło o celu życia, namiętności do życia. Pozostało tylko udręczenie w miłości czy też udręczenie miłością. [...] A Wiktor? Dzięki charyzmie Jana Frycza (od serialu Ślepnąc od świateł przez Burzę po Jak być kochaną: trwa wielki sezon aktorskiego triumfu artysty) staje się równoprawnym bohaterem dramatu. I nadaje tej postaci głębię, której - przy całym szacunku - nie było jednak w filmowym rysunku Zbigniewa Cybulskiego. Wiktor Frycza choruje na głowę, ból rozsadza mu czaszkę. Powtarza, że był przy oknie, widział ludzi, wahał się, skoczyć czy nie. Wciąż powtarza jakieś niespełnione refreny zdań, wykrzykniki, słowa - chwasty, słowa - chryzantemy. Od początku przecież czujemy, jak się to wszystko skończy. Cała ta miłość bez miłości, udręczenie bez ukojenia”. (Łukasz Maciejewski, Wprost. Czytaj więcej e-eatr.pl → )
„Jak być kochaną jest popisem kunsztu aktorskiego Gabrieli Muskały. Jak ona gra. Niemal każdym nerwem. Konsekwentnie buduje dramaturgię wewnętrzną postaci. Świadoma jest każdego wypowiadanego słowa, intencji. Gesty, spojrzenia, grymasy twarzy są doskonale przemyślane. Aktorka z ogromną swobodą, lekkością, naturalnością żongluje emocjami od ironicznego dystansu, chłodu, obojętności po strach, gniew, bezsilność, dojmujący smutek, rozpacz i rozedrganie. Muskała kradnie spektakl kolegom. Nie znaczy to jednak, że inni wypadają słabiej. Jana Frycza, Michalinę Łabacz, Adama Szczyszczaja, Jacka Mikołajczaka, Jerzego Łapińskiego, Arkadiusza Janiczka i Mateusza Kmiecika oglądałam z ogromną przyjemnością. Ale to Muskała ma najwięcej do zagrania i zawłaszcza uwagę widzów”. (Marta Żelazowska, Teatrologia.info. Czytaj więcej →)
„W ostatniej premierze w Narodowym wszyscy aktorzy nie tylko trafiają idealnie we właściwy ton swoich ról (niektórzy grają po kilka postaci), ale znakomicie odnajdują się w wertykalnej scenografii Agaty Skwarczyńskiej, która funkcjonalnie uwolniła przestrzeń od balastu literackiej symboliki. I choć nie była ona na pewno zbyt łatwa do okiełznania (poruszanie się po kole, schodzenie i skoki na dół, upadania i natychmiastowe wstawanie), to wszystkim udało się wykreować mocno skontrastowane postaci, będące źródłem tyleż dramatycznych, co niekiedy również zabawnych sytuacji, konfliktów czy spięć. Z ogromną satysfakcją słuchało się szczególnie Gabrieli Muskały (Felicja) i Jana Frycza (Wiktor), bo to na nich jako straceńcach tak naprawdę opiera się cała oś narracyjna spektaklu – wspaniale było podążać za ich myślą i tym, w jaki sposób potrafią zręczną i prawdziwą w czytaniu prozę Brandysa przenieść do kategorii przejmującego dramatu w teatrze”. (Wiesław Kowalski, Teatr dla Wszystkich. Czytaj więcej →)
„Wybitna, skomplikowana kreacja. [...]Umiała być chodzącym cierpieniem, nie tracąc cech nieco pretensjonalnej aktorki. Ta wielowymiarowość to dla Muskały świadectwo wyjątkowej aktorskiej próby. Próby zdanej z wynikiem celującym. Reszta aktorów zgodziła się tworzyć dla niej tło. Ale właśnie to było z kolei sprawdzianem ich perfekcji, typowej dla Narodowego tak jak może dla żadnego innego teatru w Polsce. Jerzy Łapiński, Adam Szczyszczaj w kilku rolach każdy, a także Jacek Mikołajczak i wreszcie Jan Frycz w rolach pojedynczych umieją tworzyć atmosferę, może nawet aurę, z absolutną dyscypliną, z dbałością o każdy moment, każdy detal. Wspaniała Michalina Łabacz nie tylko kreowała parę postaci, nie tylko odgrywała rolę swoistej mistrzyni ceremonii, ale też komentowała mową swego ciała problemy i komplikacje rozgrywające się wewnątrz Felicji. Była jej alter ego. (Piotr Zaremba, w portalu wPolityce.pl. Czytaj więcej → )
„Spektakl w Narodowym to trzecie reżyserskie spotkanie Leny Frankiewicz z Gabrielą Muskałą i jej największe – od czasów spotkań z Mariuszem Grzegorzkiem w Teatrze im. Jaracza w Łodzi – teatralne osiągnięcie.” (Łukasz Maciejewski, Onet.Kultura. Czytaj więcej → )