Aktualności
Zbliżenie. Rozmowa z Arturem Urbańskim o „Twórcach obrazów”
28/08/2017
„Zaczynają opadać płaty betonu, którymi na co dzień jesteśmy opancerzeni” – mówi reżyser. – „Czy to będzie gwałtowne? Najpierw trochę, potem mocniej, a potem jeszcze mocniej”. Artur Urbański pracuje nad Twórcami obrazów Pera Olova Enquista. Premiera 16 września na Scenie Studio.
Skandynawowie są mi bliscy. Bliski jest mi ich sposób myślenia o człowieku, definiowania człowieka i próby odpowiedzi na pytanie – co nami powoduje? Enquist jest bardzo sprawnym dramaturgiem, bezpośrednim spadkobiercą Strindberga i tego wszystkiego, co Skandynawowie sobie wypracowali. Bohaterowie Twórców obrazów to dziś trochę zapomniane postaci, rzecz dzieje się w ciekawym okresie, role są dobrze napisane. Tekst powstał z myślą o tym, żeby zrobił go Bergman i okazało się, że była to jedna z jego ostatnich teatralnych realizacji.
Sztuka Enquista opowiada o słynnej szwedzkiej pisarce-noblistce Selmie Lagerlöf oraz o twórcach filmowych: reżyserze Wiktorze Sjöströmie i operatorze Juliuszu Jaenzonie, a także o młodej aktorce Torze Teje.
Jeśli robi się przedstawienie o postaciach historycznych, to zawsze jest to duży bonus, ale z drugiej strony także przeszkoda. Bonus dlatego, że mamy materiał źródłowy. O tych ludziach dużo napisano, jest wiele zdjęć, wszyscy oni zrobili karierę, byli punktem odniesienia, na przykład Bergmana, którego Sjöström wprowadzał w zawód. A przeszkoda – ponieważ trzeba się tego trzymać… Na początku pracy odnosiliśmy się do życiorysów bohaterów, śledząc wątki homoseksualne Selmy Lagerlöf, biografię Sjöströma, Tory Teje, czy operatora, który nakręcił później wiele filmów w Hollywood.
Mamy punkty wyjścia, a dalej?
Tak, to były punkty wyjścia, rodzaj „nasączania się” tematem. Jednak „pod” sławą tych ludzi kryją się postaci z krwi i kości, które mają swoje sprawy do załatwienia. O tym jest ta historia – o spotkaniu kilku wybitnych jednostek, które później znacząco zapisały się w kulturze.
A spotykają się w sali projekcyjnej, gdzie odbywa się pokaz Woźnicy śmierci – filmu nakręconego według powieści Selmy Lagerlöf. Jaki będzie klimat tej przestrzeni?
Nasze miejsce akcji to połączenie montażowni z biurem, warsztat pracy filmowca; nie jest to sala projekcyjna sensu stricto. Jeśli chodzi o przestrzeń, to zależało nam na tym, aby była to raczej „norka”. W takiej pracowni spędza się rok czy dwa lata, po ciemku, montując film po to, żeby później dzieło wychynęło na świat. Szliśmy właśnie takim tropem – często rzeczy, które są wartościowe, powstają w norkach i z tych norek wędrują… na przykład do Luwru…
Jakie były Twoje pierwsze wrażenia po obejrzeniu Woźnicy śmierci?
Skończyłem szkołę filmową i oczywiście Woźnicę śmierci widziałem na zajęciach. Narracja pewnie trochę trąci myszką, chwilami film może wydawać się naiwny, ale wizualnie do dzisiaj robi olbrzymie wrażenie. Sposób fotografowania, światło, wielokrotne ekspozycje – to jest świetne. Działa. A co bardziej wytrawni kinomani odnajdą nawiązania do tego filmu w twórczości Lyncha czy Guya Maddina. Bergman czerpał z tego garściami.
W dramacie jest mowa o majstrowaniu przy duchu dzieła. Majstrujecie przy życiu duchowym bohaterów?
A propos majstrowania i terminologii. Z nazewnictwem jest bardzo trudno. Jak opisać takie zjawiska jak sztuka, uczucia? Brakuje nam słów. Żadna z definicji sztuki i miłości nie jest pełna. Stąd ten dramat Enquista; kilkadziesiąt stron tekstu to próba zbliżenia się do tych zjawisk, dotknięcia ich.
Na scenie spotkają się przede wszystkim dwie kobiety o bardzo silnych i wyrazistych osobowościach. Mają podobne korzenie – straszne dzieciństwo z chorobą alkoholową rodzica czy rodziców w tle. To je łączy i sprawia, że stają się – w pewnym sensie – siostrami. Ale jednocześnie w skrajnie różny sposób podchodzą do życia oraz do tworzenia. Selma jest typem postaci mocno opancerzonej, która wyznaje zasadę, że dobrze wychowany człowiek nie okazuje swoich emocji. Ma problem z okazywaniem uczuć. Jej przeciwieństwem jest początkująca aktorka – Tora Teje. Dziewczyna z postawą zero-jedynkową, dla której manifestacja własnych emocji i myśli jest bezdyskusyjnym prawem każdego człowieka. Jest w tym bardzo radykalna. Jest intelektualnie i emocjonalnie wyzwolona.
Na scenie doświadczamy gwałtowności uczuć, podczas gdy w tle przesuwają się kadry z Woźnicy śmierci…
One są katalizatorem, odpalają emocje albo unaoczniają problem. Wybrane fragmenty filmu mówią bezpośrednio o przeszłości Selmy, ale odnosi je także do siebie Tora. Tekst Enquista jest swoistą psychodramą. Zaczynają opadać płaty betonu, którymi na co dzień jesteśmy opancerzeni po to, żeby jakoś przetrwać. Myślę, że zarówno dla widzów jak i dla samych aktorów ciekawe jest to, co kryje się pod tym betonem. Próbujemy dokopać się do uczuć, które powodują bohaterami, które powodują nami… Nie są to na pewno tzw. ustawienia rodzinne znane z terapii Berta Hellingera, ale ma to coś wspólnego z doświadczeniem pacjenta poddanego kuracji, kiedy musi on powrócić do bolesnych zdarzeń z dzieciństwa. A czy to będzie gwałtowne? Najpierw trochę, potem mocniej, a potem jeszcze mocniej.
Czy ci ludzie na sobie wzajemnie eksperymentują?
Nie patrzę na to w kategorii eksperymentu, a raczej w kategoriach starcia bokserskiego albo pojedynku szermierzy, którzy są na tyle silni, że mogą fechtować na argumenty. W tej historii cała czwórka nawzajem coś sobie daje. Następuje moment zbliżenia. Po kilku godzinach obcowania ze sobą i z filmem ci ludzie zaczynają się słuchać, rozmawiać i lepiej rozumieć. Wchodzą w relacje. Wydaje mi się, że to właśnie jest wartością tego dramatu: nawoływanie do jedności z drugim człowiekiem, do bliskości z drugim człowiekiem. Pomimo wszystko. Myślę, że nasze oddalenie od drugiego człowieka, lęk przed drugim, bierze się przede wszystkim z niewiedzy, co naprawdę powoduje naszymi wyborami, co sprawia, że mamy takie a nie inne potrzeby.
To prawda. Tekst Enquista opowiada również o tym – o kosztach tworzenia i cenie, jaką płaci się za bycie twórcą. Zarówno Selma, jak i Sjöström, w swojej twórczości przetwarzają własne życia. Robią to mniej lub bardziej jawnie, ale to jest baza. I to oczywiście kosztuje, bo trzeba zmierzyć się ze swoimi demonami. Jeśli wygra się taką walkę, może to stanowić dla twórcy swoistą autoterapię, ale w wypadku przegranej płaci się za to… sobą.
Nie jest łatwo być twórcą obrazów…
W ogóle nie jest łatwo być twórcą, nie masz stałej pensji… (śmiech)
Rozmawiała: Monika Mokrzycka-Pokora (materiał własny Teatru; w przypadku publikacji fragmentów prosimy o podanie źródła)
Strona przedstawienia Twórcy obrazów →
premiera: 16 września 2017, Scena Studio
Na zdjęciach – próby do Twórców obrazów, Fot. Tomasz Englert
u góry: Artur Urbański;
na dole: Anna Seniuk (Selma Lagerlöf), Artur Urbański, Piotr Grabowski (Wiktor Sjöström), Marta Wągrocka (Tora Teje), Tomasz Żebrowski – asystent reżysera, Marcin Przybylski (Juliusz Jaenzon).