Aktualności
Świat się nie kończy. Rozmowa z Marią Wojtyszko i Jakubem Kroftą
06/02/2025
O szaleńczym biegu przez zaświaty, miłości rodzicielskiej, dziecięcej widowni, która zawsze okazuje się najgenialniejsza i o niekiedy bardzo dotkliwej życiowej wędrówce opowiadają Maria Wojtyszko i Jakub Krofta. Przygotowują rodzinne przedstawienie Piekło – Niebo; premiera już 22 lutego na Scenie przy Wierzbowej. „Miłość rodzicielska to ciekawe zagadnienie. Sprawia, że przekraczamy swoje granice, robimy więcej, niż możemy, przestajemy myśleć w kategoriach osobistych korzyści” – mówi autorka sztuki i dramaturżka. „Szukaliśmy mapy – podkreśla reżyser – która pomoże nam opowiedzieć o trudnym doświadczeniu, ale także o tym, że nawet najbardziej bolesne doświadczenia nie są końcem świata”.
Przygotowujecie Państwo przedstawienie o podróży – Mama, DJ Daje Radę, przemierza zaświaty, tytułowe piekło i niebo. Jednocześnie swoją podróż odbywa też jej siedmioletni synek, Tadzik. W jaką mapę musieliście się zaopatrzyć, aby odbyć tę wyprawę; na co być szczególnie wyczulonym?
Jakub Krofta: Zależy nam, żeby to był spektakl familijny, dla dzieci i dorosłych. Oczywiście ta historia niesie ze sobą elementy tragiczne, jednak próbujemy je równoważyć – dystansem, humorem. Ważny tu był powrót do własnego dzieciństwa. Lęk, o którym opowiadamy, strach, że może z jakiegoś powodu zabraknąć mamy, był jednym z moich największych lęków, jak pewnie każdego dziecka. Dla Marysi impulsem do napisania tego tekstu była rozmowa z jej synkiem. Był w wieku Tadzika ze sztuki, a więc miał siedem lat. Zwierzył się jej pewnego dnia ze swojego zmartwienia: „Boję się, mamo, że umrzesz”. „Wiesz, ja też się boję”. Staszek zareagował na to w zaskakujący sposób, powiedział po prostu: „Dziękuję”. Dzielenie się strachami, które w sobie nosimy, rozmawianie o nich ma znaczenie terapeutyczne, pomaga rozwiać wątpliwości. Historię zapisaną w Piekle – Niebie poznajemy z perspektywy Tadzika i tak naprawdę jest to obraz jego przemyśleń, opowieść o tym, jak pracowała jego fantazja w momencie, gdy przekazano mu smutną wiadomość i o jego godzeniu się z trudnym losem. To kreacja dziecka, które potrzebuje przepowiedzieć sobie tę historię i ją wyjaśnić. Szukaliśmy więc mapy, która pomoże nam opowiedzieć o trudnym doświadczeniu, ale także o tym, że nawet najbardziej bolesne doświadczenia nie są końcem świata.
Maria Wojtyszko: Ja z pewnością musiałam uważać na moją tendencję do wchodzenia w temat toksycznych relacji. Uwielbiam pisać sceny porachunków między rodzicami i dorosłymi dziećmi, małżeńskie kłótnie, portretować osobowości narcystyczne. A tutaj założenie było takie, że ma powstać tekst lekki i zabawny. Drugi problem, z którym się mierzę, szczególnie pisząc dla dzieci, to moja naturalna skłonność do melancholii. Cały czas muszę uważać na to, żeby nie pisać, że życie nie ma sensu i generalnie wszystko zmierza do rozpadu. Kuba jest dla mnie idealnym współpracownikiem, bo ma zupełnie inną wizję rzeczywistości.
Próby spektaklu Piekło – Niebo: Maria Wojtyszko – autorka sztuki, dramaturżka. Fot. Marta Ankiersztejn
Jaką formę teatralną znaleźć dla takiej opowieści?
Jakub Krofta: Historia rozgrywa się w zaświatach, jest tam wiele elementów baśniowych. Jak wyobrażamy sobie piekło i niebo? Każdy pod tymi pojęciami widzi pewnie trochę coś innego. Wyobrażenia wynikają z naszego zakotwiczenia kulturowego; w Polsce myślimy o kościele, o baroku i w jakimś momencie takie odniesienia w spektaklu się pojawiają. Niemniej Tadzio wychował się z mamą DJ-ką, pracującą w klubach pełnych zbuntowanych ludzi, dlatego on, który pewnie nigdy w barokowym kościele nie był, niebo widzi raczej jako klubową imprezę.
Maria Wojtyszko: To ciekawe, jak nasze myślenie o tym tekście zmienia się w zależności od czasu i otaczającej nas rzeczywistości. Osiem lat temu byliśmy już strasznie zmęczeni tym, że nasza bańka zajmowała się głównie atakowaniem wiary, utożsamiając ją z polityką polskiego Kościoła katolickiego itd. Zależało nam na tym, żeby „odbić” refleksję o Bogu zawłaszczoną przez prawicę. Ateistka i Czech to dobry zespół do takiego zadania. Eksperymentowaliśmy z pojęciami nieba i piekła, próbowaliśmy znaleźć dla nich nowe znaczenia. W ciągu tych ośmiu lat wydarzyły się pandemia, kryzys finansowy i wojna w Ukrainie, które uważam za koniec prymatu indywidualizmu w naszej części świata. Nagle okazało się, że jednostka jest naprawdę nieistotna, kiedy przejeżdża walec historii. Po drodze napisałam jeszcze scenariusz filmowy na podstawie tej sztuki, który okazał się tekstem dla dorosłych albo dla wyjątkowo odpornych psychicznie dzieci. Dzisiaj chyba Bóg wydaje nam się o wiele mniej sympatyczną postacią. Jest po prostu personalizacją fatum, które nie jest ani mądre, ani głupie; ani dobre, ani złe. Jest po prostu obojętne.
Próby spektaklu Piekło – Niebo: Zuzanna Saporznikow (Mama, DJ Daje Radę), Jakub Krofta – reżyser. Fot. Marta Ankiersztejn
A więc bunt i pogodzenie się z losem. Jedno i drugie jest potrzebne. Tylko trzeba być walecznym. Czy ten spektakl będzie pochwałą dzielności, a także miłości rodzicielskiej?
Maria Wojtyszko: Miłość rodzicielska to ciekawe zagadnienie. Sprawia, że przekraczamy swoje granice, robimy więcej, niż możemy, przestajemy myśleć w kategoriach osobistych korzyści, bo mamy pod opieką kogoś słabszego, kto całkowicie zależy od nas. Problem w tym, że to się nie odbywa bez kosztów. Macierzyństwo nas drenuje. Fajnie jest mieć luksus odpoczynku, ale nasza bohaterka nie może sobie na to pozwolić. Jest przykładem tego, jak można się „zajechać”, będąc samodzielną matką wykonującą wolny zawód, który w Polsce nadal nie upoważnia do ubezpieczenia i emerytury.
Jakub Krofta: Mnie się wydaje, że trzeba iść, trzeba się starać, próbować. Podążać za tym, co się czuje i za tym, o czym jesteśmy przekonani, że zrobić trzeba. Myślę, że siłą napędową tego tekstu jest też nadzieja: my strasznie kibicujemy Mamie DJ-ce w jej zamiarze. A działania Pana Boga... no cóż, wiadomo, często mamy wrażenie, że to są raczej jakieś żarty, takie niezupełnie udane, a nie faktyczne rozwiązania. Wędrówka Mamy jest jednocześnie autorefleksją. W zaświatach spotyka się ze swoim ojcem, który ją opuścił, z matką towarzyszącego jej w podróży Diabła Osmółki, która z kolei jest taką podręcznikową toksyczną matką, a także z Matką Boską. Jest wiele oblicz kobiet. Dzięki temu Mama DJ-ka uświadamia sobie sporo rzeczy, próbuje odpowiedzieć na pytanie: „jak żyłam?”. Często musiała zostawiać synka. Ale jako samotna matka nie miała wyboru, musiała zarabiać, a jednocześnie chciała się realizować i robiła to, co kochała.
Mama z Piekła – Nieba mówi: „Jestem samotną matką. W Polsce. Dlatego wiem, że jak czegoś chcesz, to musisz o to walczyć. Samo się nie zrobi. I nikt ci w niczym nie pomoże”. Do zaświatów przesącza się nasza społeczna rzeczywistość, jest mowa także o „systemie szkolnym”, „higienie pracy”, „mowie nienawiści”… Czy to będzie też opowieść o Polsce?
Jakub Krofta: No pewnie, to jest mocno osadzone tutaj, ale z drugiej strony myśmy ten tekst wystawili także w Pradze [Divadlo v Dlouhé, 2019]. W Czechach oczywiście kontekst religijny nie jest tak silnie obecny, w zasadzie w ogóle go nie ma, ale poruszane przez nas problemy wybrzmiały tak samo. Bo opowiadamy o świecie współczesnym – także o tym, w jak trudnej sytuacji są dzisiaj kobiety. Los samotnych matek nie dotyczy tylko Polski. To los, niestety, ogólnoświatowy.
Maria Wojtyszko: Dla mnie ten tekst jest o Polsce w tym sensie, że jest o kobiecie, której walka z góry skazana jest na porażkę. W naszej części świata patriarchat jest tak zinternalizowany, że ogromna część kobiet wcale nie ma ochoty walczyć o siebie, choćby o równe płace. „Bo przecież tak już jest. Takie są zasady”. Jak któraś postanawia zmienić zasady, to musi się liczyć z tym, że i tak nie wygra, a tylko się umęczy. Wiem, co mówię, od ponad dwudziestu lat próbuję pozycjonować się na równi z mężczyznami i to zawsze wygląda tak, że krok do przodu, dwa do tyłu. A nierówności jak były, tak są. I to jest superwypalające. Ale wierzę, że trzeba to robić, choćby ze względu na nasze dzieci.
A czy my, dorośli, w ogóle „znamy się na dzieciach”? Tadzik mówi, że Ciocia Renata na dzieciach nie zna się zupełnie.
Maria Wojtyszko: Ja na dzieciach nie znam się w ogóle. Im więcej dzieci poznaję, tym bardziej widzę, że to są po prostu osobni ludzie. Twierdzenie, że dzieci są takie albo inne, potrzebują tego czy tamtego, jest równie bezsensowne jak użycie w tym zdaniu słowa „dorośli” albo „kobiety”. Od wielu lat zmagamy się z koniecznością oznaczania naszych spektakli kategoriami wiekowymi i ja nigdy nie wiem, co powiedzieć. Jeden człowiek w wieku sześciu lat chciałby oglądać Piratów z Karaibów, a drugi boi się ciemności. Jeden w wieku trzydziestu lat jest dorosły, inny to dziecko.
Jakub Krofta: Też myślę, że jest z tym raczej trochę słabo [śmiech] – oczywiście obserwuję to na sobie i na sobie widzę najwyraźniej. Dlatego lubię robić spektakle dla dzieci. Można wejść w ten świat, przypomnieć sobie, jakim się było przed laty. Człowiek powinien pielęgnować w sobie to wewnętrzne dziecko, zwracać na nie uwagę, być z nim w kontakcie, rozmawiać z nim, i w ten sam sposób utrzymywać kontakt z własnymi dziećmi.
Próby spektaklu Piekło – Niebo: Robert Jarociński (Lucyfer), Jakub Krofta – reżyser. Fot. Marta Ankiersztejn
Zrealizowaliście Państwo wiele przedstawień dla dzieci, czy Wasze przewidywania dotyczące ich reakcji podczas spektaklu potwierdzają się, czy raczej jesteście zaskakiwani?
Maria Wojtyszko: Mnie najbardziej zaskakują reakcje moich własnych synów. Chłopcy z konieczności spędzali i spędzają dużo czasu w teatrze, często na próbach spektakli, które nie są przeznaczone dla ich kategorii wiekowej. I okazuje się, że komplikacja przedstawienia wcale ich nie zraża, najważniejsze jest to, czy spektakl jest dobry. Nasz ośmioletni syn jest fanem Makbeta, a największym jego marzeniem jest obejrzenie na żywo musicalu 1989. Nie szkodzi, że nie rozumie kontekstów politycznych, bo rozumie emocje, docenia energię muzyki i świetnych aktorów. Pamiętam to samo z mojego dzieciństwa. Nie znosiłam, kiedy próbowano mnie infantylizować, zawsze wolałam książki, filmy i spektakle, które były wyzwaniem intelektualnym, które mówiły o świecie takim, jaki jest naprawdę, a nie takim, jaki dorośli postanowili pokazywać dzieciom.
Jakub Krofta: Mnie się wydaje, że cały czas jesteśmy zaskakiwani! To najgenialniejsza widownia, dzieci są autentyczne w reakcjach, nieobliczalne, nic nie ukrywają, od tej widowni dostaje się natychmiastowy feedback. To jest oczywiście trudne, nie można liczyć na jakąś taryfę ulgową, ale równocześnie totalnie ekscytujące dla nas jako twórców. W teatrze dla dorosłych raczej tego nie doświadczamy. Ale mamy świadomość, że spektakle dla dzieci trzeba robić uważnie i odpowiedzialnie. Dzieci wciąż się rozwijają i można na nie wpływać. W przypadku dorosłych raczej jest już pozamiatane [śmiech]. Jeżeli na przykład ktoś chciałby robić teatr zaangażowany społecznie, to z tego punktu widzenia teatr dla dzieci byłby kluczowy.
Siła szczerości z obu stron – i można rozmawiać.
Jakub Krofta: Tak, to jest super. Fajne jest również to, że do teatru dzieci nie przychodzą same, że to jest takie miejsce, gdzie pokolenia mogą się spotkać i przeżyć coś wspólnie. Staramy się, żeby dorosły widz się nie nudził. Natomiast jeśli chodzi o sposób myślenia o teatrze i przygotowań, to bez względu na to, czy realizujemy przedstawienie dla dzieci czy dla dorosłych, myślimy o nim tak samo – decydująca jest zawsze jakość dramatyczna i teatralna.
Próby spektaklu Piekło – Niebo: Adam Szczyszczaj (Sandalfon), Anna Lobedan (Matka Boska), Jakub Krofta –reżyser, Piotr Grabowski (Bóg). Fot. Marta Ankiersztejn
A podczas której sceny Piekła – Nieba było w próbach najwięcej śmiechu?
Maria Wojtyszko: Ja mam wrażenie, że chichoczę cały czas. Uwielbiam patrzeć na aktorów, którzy sobą wypełniają napisane przeze mnie role. Żarty, które sama wymyśliłam, znam i już nie bardzo mnie śmieszą, ale za każdym razem bawi mnie, kiedy aktorki i aktorzy je interpretują. A zupełnie już mnie rozbraja, kiedy dodają od siebie jakiś odcień, którego wcześniej nie zauważyłam. Jakiś żart, który był tam cały czas, leżał pomiędzy wierszami, a ja nigdy na niego nie trafiłam. To nie musi być dodany tekst, wystarczy pauza w odpowiednim miejscu albo zagranie fragmentu przeciw temu, co jest na papierze.
Jakub Krofta: Tak, na próbach dużo się śmiejemy, nawet podczas scen smutnych. Śmiech jest narzędziem, który służy rozładowaniu emocji. A jeśli chodzi o fabułę i rozwiązania teatralne, to staramy się momenty smutne, momenty tragiczne kompensować oddechem, humorem. Czasami nie natychmiast, ale po pewnym czasie, wówczas tak naprawdę uderzają one z dwukrotną siłą.
Jakie piekło i jakie niebo zobaczymy na Scenie przy Wierzbowej?
Jakub Krofta: Współpracujemy z Matyldą Kotlińską, która jest od lat naszą stałą scenografką i kostiumografką. Będziemy korzystać z projekcji wideo – bardzo się cieszę, że robi je Kuba Lech, z którym także od lat pracujemy; obecnie jest on europejską gwiazdą, jeżeli chodzi o multimedia. Projekcje będą integralną częścią scenografii, umożliwią bardzo szybkie i niespodziewane zmiany. Świat filmowy połączy się ze światem teatralnym, z muzyką Grzegorza Mazonia, światłem Damiana Pawelli, ruchem scenicznym Leszka Bzdyla. Z pewnością będzie to bardzo efektowne – wędrówka w tempie techno-party, szaleńczy bieg przez zaświaty.
Rozmawiała: Monika Mokrzycka-Pokora (materiał własny Teatru; w przypadku publikacji fragmentów prosimy o podanie źródła)
Strona przedstawienia Piekło – Niebo
premiera: 22 lutego 2025, godz. 19:00, Scena przy Wierzbowej im. Jerzego Grzegorzewskiego
Kolejne zaplanowane przedstawienia:
23, 25, 26 lutego, godz. 19:00
7 marca, godz. 19:00
8, 9 marca, godz. 16:00
9, 10 kwietnia, godz. 19:00
14, 15 maja, godz. 19:00
25 czerwca, godz. 18:00
26 czerwca, godz. 19:00