Aktualności
„Król Lear” – wybór recenzji po premierze
11/03/2024
Recenzenci i teatralni blogerzy dzielą się opiniami po premierze Króla Leara→ Shakespeare’a w reżyserii Grzegorza Wiśniewskiego.
Dominika Kluźniak (Kordelia / Błazen), Jan Englert (Lear, król Brytanii) w Królu Learze Williama Shakespeare’a w reżyserii Grzegorza Wiśniewskiego. Fot. Marta Ankiersztejn
„W wizji Grzegorza Wiśniewskiego Król Lear stał się zatopioną w czerni opowieścią o ziemi jałowej, zamieszkałej przez ludzkie potwory. Jan Englert w pięknym geście starego mistrza, ale i lojalnego członka aktorskiej trupy rezygnuje z gwiazdorskiego popisu na rzecz skupionej roli człowieka tracącego kontakt ze światem, a stojącego na straży dawnych wartości. Jeśli coś znaczą słowa «spektakl na miarę narodowej sceny», jest nim ten Król Lear właśnie. […] Król Lear z Narodowego ucieka od jednoznaczności. Można czytać go jako obraz zniszczonej starości, bezkompromisowe rozliczenie z miejscem, jakie dajemy jej na co dzień. Można próbować podążać za zapętleniami porwanych myśli tytułowego bohatera, próbować wniknąć do jego głowy i widzieć los upadającego króla niczym rojenia chorego umysłu, kiedyś wielkiego, a dziś w takim upadku. Najważniejsze jednak, że Grzegorz Wiśniewski, Jan Englert i wszyscy inni współtwórcy przedstawienia w niczym nie ułatwiają nam zadania. Dlatego w sumie nie dziwię się, że widowisko w Narodowym budzi sprzeczne opinie. Bo w niczym nie ułatwia odbioru, zrywa z kanonem, wytrąca ze spokojnego samopoczucia. Podążam za nim bez oporu, bo właśnie tak widzę nadrzędną funkcję narodowej sceny. Król Lear to przedstawienie na jej miarę, można byłoby zagrać je równie dobrze w Londynie albo Paryżu. Jakiś czas temu widziałem dramat Szekspira na deskach Comédie-Française, reżyserował Thomas Ostermeier. Warszawski spektakl cenię wyżej, może za względu na jego konsekwencję, bezkompromisowy pesymizm, brak jakichkolwiek prób łagodzenia konturów. A mimo to Król Lear Wiśniewskiego i Englerta pozostaje komedią ludzkiego losu. Jak mówił Beckett – «urodził się i to go zgubiło». Rozgrywki polityczne zastąpił czysty absurd istnienia – pisze Jacek Wakar na swoim blogu. Czytaj więcej→
„Świetna rola tytułowa Jana Englerta, który z sukcesem wraca do niej po ćwierć wieku w ekspresjonistycznym przedstawieniu Grzegorza Wiśniewskiego” – zauważa Tomasz Miłkowski w portalu AICT Polska. Czytaj więcej→
„W [Królu] Learze odbija się współczesność. Po wiekach patriarchatu kobiety idą po swoje. Zdawałoby się, że to starzec uruchamia lawinę zniszczenia. Ale fala rozpadu idzie niezależnie od ludzkich pragnień i działań, zmiatając wszystko, co staje jej na drodze. Nie ma odwrotu. Jest przestrzeń na bunt, przemoc, katastrofę. U Szekspira znajdziemy wszystko, czego chcielibyśmy się dowiedzieć o sobie, łącznie z tym, jak będzie wyglądał koniec naszego świata” – zaznacza Katarzyna Janowska w tygodniku „Newsweek Polska”. Czytaj więcej→
„Reżyser przedstawił nam swoje wyobrażenie upadku świata i człowieka. W jałowej ziemi, którą spustoszyła bezpardonowa wojna pobrzmiewa obraz współczesności – wizja człowieka nadal lubującego się w okrucieństwie, żądnego władzy i posłuszeństwa, odrzucającego moralność, bliższemu zwierzęciu, niż myślącej istocie. Czy tak wygląda ludzkość XXI wieku? Czy naprawdę jesteśmy potworami zmierzającymi ku samozagładzie? Jest w tym przestroga, jest obawa, nie ma zaś miejsca na złudną nadzieję. Wizja to niełatwa, okrutna, daleka od kanonicznej, pełna nieoczywistości i otwarta na interpretacje. [...] Król Lear Grzegorza Wiśniewskiego nie obłaskawia widza, nie głaszcze go prostotą formy i nie przymila jasnością interpretacji. Pozostaje wieloznaczny, niełatwy w odbiorze, miejscami eksperymentalny, nawet obrazoburczy. Może fascynować, ale i odrzucać. Zderza tradycję z nowoczesnym teatrem i wystawia odbiorców na próbę” – notuje Marek Zajdler w portalu naszteatr.pl. Czytaj więcej→
Dominika Kluźniak (Kordelia / Błazen), Karol Pocheć (Książę Szkocji), Mateusz Rusin (Edgar), Hubert Paszkiewicz (Król Francji), Ewa Konstancja Bułhak (Regana), Przemysław Stippa (Edmund), Jan Englert (Lear, król Brytanii) w Królu Learze Williama Shakespeare’a w reżyserii Grzegorza Wiśniewskiego. Fot. Marta Ankiersztejn
„[…] Plastyka sceny, kostiumy, światło i video są dziełem Mirka Kaczmarka. To beckettowski minimalizm w królewskiej odmianie, z wyraźnym piętnem stylu tego scenografa. Stroje aktorów utrzymane są w czerni i szarościach. Mężczyźni grają w garniturach lub kurtkach ze stójką, o bardziej wojskowym charakterze, w scenach wojennych w skórzanych battle-dresach; Lear Jana Englerta w czarnym garniturze z ozdobną szarfą. Wyróżnia się Kordelia Dominiki Kluźniak, w długiej, czerwonej peruce i Błazen, grany przez tę samą aktorkę, która ma wtedy krótkie, rude włosy i różową kurtkę narzuconą na półnagie ciało. Bardzo oficjalne są kostiumy starszych córek Leara, w pierwszych scenach grających w czarnych sukniach ze skóry. Na ich tle Kordelia ubrana w szarą, za dużą marynarkę, z odsłoniętymi nogami, stanowi duży kontrast. Widzimy dwie zamężne kobiety, wierne etykiecie, i dziewczynę z luźno rozpuszczonymi włosami, która nie ulega konwenansom. To, jak wiadomo, ściąga na nią gniew króla, który w jednej chwili pozbawia ją wszystkiego.
Król Lear Wiśniewskiego jest opowieścią o władzy, i w związku z tym jest teatrem okrucieństwa. To Szekspir przefiltrowany przez współczesną wrażliwość, z odniesieniami do filmów, seriali i muzycznych przebojów, w tym także do klimatu, w jakim są rozgrywane. W projekcjach video obserwujemy z bliska twarze bohaterów, czasem ich podświadome pragnienia, widzimy na przykład jak tytułowy bohater dusi Gonerylę. Starość Leara i jego rozliczenie z życiem to temat obecny w krótkich obrazach, przebłyskach, bo wokół odchodzącego władcy wre walka o schedę. Młodzi idą po swoje, zdeterminowani, by zdobyć jak najwięcej. Jesteśmy bardzo daleko od czasów, w których tworzył swoją rolę Tadeusz Łomnicki” – zaznacza Kamila Zalewska w portalu e-teatr.pl Czytaj więcej→
„Interpretacja Grzegorza Wiśniewskiego podkreśla próbę sił pomiędzy racjami ojca i dzieci. Jednak nikt ostatecznie nie wygrywa. Ujawnia znikomość podłości, nieskuteczność nadużywania władzy. Subtelność i delikatność miłości, która nie może być kartą przetargową. Podkreśla sromotną klęskę konstrukcji świata, uznanego za obowiązujący, gdy przywódca-ojciec rezygnuje z władzy” – pisze Ewa Bąk na blogu Okiem Widza. Czytaj więcej→
„Inscenizacja jest surowa, zawieszona w bezczasie. Wiśniewski świetnie ustawia aktorów, co uwidacznia zwłaszcza pierwsza scena – każdy zajmuje swoje miejsce, czekając na to, co musi się wydarzyć. Złowieszczej ciszy wtóruje kontrabas. Reżyser przeniósł na scenę tekst wiernie, chłodno, bez zbędnego komentarza. Słusznie też uznał, że niepotrzebna jest przesadna dosłowność, a efektowna choć symboliczna scena burzy ogranicza się do zamkniętego terrariu” – wskazuje Maria Dworzecka w portalu Teatr dla Wszystkich. Czytaj więcej→
„Doskonała jest muzyka Aleksandry Gryki na żywo wykonana na kontrabasie przez Tadeusza Wieleckiego/ Wojciecha Pulcyna dyskretnie podkreślająca akcję, tworząca nastrój” – pisze Ewa Bąk na blogu Okiem Widza. Czytaj więcej→
O kreacjach aktorskich:
Mateusz Rusin (Edgar), Jan Englert (Lear, król Brytanii), Dominika Kluźniak (Kordelia / Błazen) w Królu Learze Williama Shakespeare’a w reżyserii Grzegorza Wiśniewskiego. Fot. Marta Ankiersztejn
„Nic – klucz do Króla Leara w Narodowym. Nic między ludźmi, nic w Learze, bo uczucia wygasły, na ziemi jałowej. Ogromną siłę ma decyzja Jana Englerta podjęta wspólnie z reżyserem, by nie walczyć nawet przez chwilę o aktorski popis, by nie myśleć o Learze choćby w ułamku jak o zasłużonym benefisie. Nie ma więc w roli, ba w świadomie zgaszonej kreacji Englerta wielkich monologów abdykującego króla, scena burzy stała się efektownym znakiem bez słów. Są intymne wyznania starca, który bez złudzeń, ale i bez zrozumienia otaczającej rzeczywistości żegna się ze światem. Robi to, nie mając innego wyjścia, bo świat takich jak on, stojących na straży resztek wartości, zwyczajnie wypluwa, w tej samej chwili o tym zapominając. Dlatego intensywna obecność Englerta – Leara jest w spektaklu Wiśniewskiego rozłożonym na kolejne etapy gaśnięciem. Prowadzi ono do kulminacji, a jednocześnie ukojenia, gdy Kordelia kładzie głowę na ramieniu unieruchomionego na wózku inwalidzkim ojca, śpiewając I might be wrong Radiohead z wezwaniem, by nie patrzeć wstecz, ale naprzód. Szukać jasności.
Songi Radiohead w wykonaniu Dominiki Kluźniak są zresztą czymś więcej niż tylko budowaniem warstwy muzycznej przedstawienia, bo ta należy do kompozycji Aleksandry Gryki w świetnym wykonaniu Tadeusza Wieleckiego. Rozpoznałem brzmienie legendarnego zespołu, stwierdziłem, że znakomita aktorka powinna czym prędzej przygotować muzyczny program z tego rodzaju kompozycjami. A jednocześnie pomyślałem sobie, że Kordelia Kluźniak śpiewa fragmenty tak złączone ze światem Szekspira, jak jego sonety z utworami dramatycznymi. Podobnie jak nie ma przypadku w tym, że Kordelia staje się Błaznem, a Błazen Kordelią. Złamana jasność przechodzi w czerń, ślady uczuć w bezlitosną ocenę upadku Leara i świata, który – jak Dania w Hamlecie – jest więzieniem. Lear i inni przeistoczyli się zatem w więźniów świata, a Błaznowi, który w tym Królu Learze jest jak smutny klaun z rozmazanym przez łzy śmiesznym makijażem, pozostaje zdać z tego relację. Taka jest diagnoza Grzegorza Wiśniewskiego, a Dominika Kluźniak przejmująco nas przez nią prowadzi. Zachwycają metamorfozy aktorki, świadomość każdego gestu i grymasu.
Skoro Lear jest więźniem świata, przedstawienie w Narodowym staje się portretem nie bohatera, ale świata właśnie. Lear i inne postaci działają w nim na podobnych prawach, co nie znaczy, iż tracą swą odrębność albo gubią tożsamość. Zespół ofiarnie i z oddaniem podąża za myślą reżysera. Mateusz Rusin (Edgar), Przemysław Stippa (Edmund), Marcin Przybylski (książę Kornwalii) – można wymienić także innych wykonawców – grają ostro, ale daleko od szarży. Idą za swymi bohaterami, odkrywając ich spętanie, a wraz z nim czerń rzeczywistości, jaka ich kształtuje. Przejmująco rośnie z czasem kreacja Jana Frycza (Gloucester), szczególnie w ostatnich sekwencjach, gdy cierpienie przełamuje powściągliwość hrabiego, gdy staje się on samym bólem. Olśniewający jest Ireneusz Czop – prawdopodobnie najlepszy Kent, jakiego kiedykolwiek widziałem na scenie. Zwykle ukazywany był niczym niemal niemy towarzysz gehenny Leara, tu jest motorem wielu zdarzeń, a ucieczka w pozorowane szaleństwo oznacza dla niego ocalenie resztek wolności. W ujęciu wybitnego aktora Kent staje się z konieczności drugim błaznem, skrzywionym zwierciadłem rozwalonego świata” – zauważa Jacek Wakar na swoim blogu. Czytaj więcej→
„Bohater [Król Lear w wykonaniu Jana Englerta] od początku jest człowiekiem z krwi i kości, przekonywującym zarówno w słabości, zaślepieniu, pysze, jak i w rozpaczliwych próbach ekspiacji. Aktor nie używa paradnego kostiumu, gra w garniturze, przepasanym połyskującą szarfą. Moment odarcia Leara z dystynkcji i majestatu pokazał przejmująco – z pewnego siebie człowieka władzy przeobrażał się w starca na wózku inwalidzkim, który nie rozpoznaje samego siebie. Przygasł, skurczył się w sobie i jakby wyszarzał, stając się cieniem dawnego króla, surową gliną ludzką, bez imienia i tożsamości. […] Cały ten proces rozniecania uczucia i konstytuowania się na nowo człowieka już właściwie pozbawionego twarzy, martwego za życia, został zagrany powściągliwie, prosto i – co dziś rzadkie na scenie – naprawdę serio. Ostatni akord roli, gdy Lear, nie mając siły na płacz ani słów, by wyrazić rozpacz, wyrzuca z siebie: «nie wrócisz już nigdy, nigdy, nigdy… », chwyta za serce” – pisze Jolanta Kowalska w Raptularzu e-teatru. Czytaj więcej →
„„Grzegorz Wiśniewski czyta Leara przez Brechta. Wybiera politykę jako temat główny, ukazując niszczące człowieka młyny władzy. Paradoksalnie, dopiero utrata władzy daje szansę odrodzenia. Lear Jana Englerta rośnie moralnie po ostatecznej klęsce i gdyby nie zginął marnie, kto wie, może by wyszedł jeszcze na człowieka. W tragedii jest początkowo paskudnym staruchem, mściwym, dokuczliwym i zapalczywym – działa wbrew sobie, wydziedziczając najmłodszą córkę Kordelię i przeganiając na cztery wiatry wiernego hrabiego Kenta. Potem poniżony i wyszydzony pojmuje, czym jest władza, jej ponętny, a zarazem gorzki smakSpektakl spaja rola tytułowa Jana Englerta. Lear zdobywa samoświadomość krok po kroku. Zrazu zawołany patriarcha, zmienia się w człowieka, który rozpoznaje swoją sytuację i dostrzega własne błędy. Potem gotów jest stoczyć jeszcze jedną walkę – o miłość odrzuconej córki. Jego ostateczny upadek budzi współczucie: oto bezradny, bezsilny, odarty ze wszystkiego cień dawnego Leara. Prawdą tchnie jego bolesne rozstanie z córką, kiedy skulony na wózku, odklejony od rzeczywistości powtarza: «Nie wrócisz nigdy, nigdy, nigdy, nigdy». W tej ostatniej chwili osiąga wielkość” – notuje Tomasz Miłkowski w „Przeglądzie”. Czytaj więcej →
„Na tym tle wyróżnia się Lear Jana Englerta. Gra inaczej niż reszta zespołu. Złości nie manifestuje krzykiem, pokazuje wewnętrzną siłę władcy przyzwyczajonego do posłuchu. Ma 81 lat i jest w świetnej formie fizycznej i aktorskiej. Z chwilą abdykacji staje się bardziej oszczędny w środkach, zachowuje się jak ktoś, kto wypadł z roli życia. Lear Englerta uświadamia mi osaczające nas lęki. Świat zbudowany na zmianie, pędzie, zalewie informacji. Kto z nas nie chciałby czasami rzucić tego wszystkiego w diabły. Lear tęskni za światem reguł, które sam ustalał. Już miał oddać córkom królestwo, ale demon władzy łatwo nie odpuszcza. Muszą najpierw zapewnić go o swojej miłości. Kaprys starca? Szantaż testamentem to historia stara jak świat. Dzieli schedę między dwie starsze córki. Akty dziedziczenia wręcza zięciom. Władza to gra dla chłopców. Miejsce kobiet jest przy dzieciach. Nie przewidział, że córki nie cofną się przed niczym, by ją osiągnąć” – pisze Katarzyna Janowska w tygodniku „Newsweek Polska”. Czytaj więcej→
„Jan Englert jest bowiem poprowadzony przez reżysera w taki sposób, by tonować okazywanie emocji – zaznacza Jan Karow w miesięczniku „Teatr”. – Wiele z jego kwestii uległo zdecydowanym skrótom, nie podnosi głosu, nie protestuje przeciwko ograniczeniu jego władzy, której świadectwo widzimy właściwie tylko w jednym momencie – kiedy po raz pierwszy pojawia się na scenie, wszyscy obecni przyjmują postawę wyprostowaną. To nie pękające serce czy zmysły, które postradał, zdają się kierować poczynaniami granej przez niego postaci. Ten Lear nie pogrąża się w szaleństwie – raczej rosną w nim gorycz i rozczarowanie [...] Pełna energii Dominika Kluźniak nie gra po prostu dwóch postaci [Kordelii i Błazna], tylko w trudnym, najbardziej intrygującym w całym spektaklu zadaniu łączy sprzeczności, pokazując jasne i ciemne oblicze”. Czytaj więcej→
„Jan Englert znakomicie gra nieprzewidywalnego, patriarchalnego despotę, impulsywnego autarchę, który nie toleruje sprzeciwu. Pozornie spokojnego i cichego, ale to właśnie ów niebezpieczny spokój jest źródłem strachu całego dworu. Wszyscy lękają się wybuchów Leara, bo wiedzą, jak drobna iskra może rozpalić jego wściekłość i zadecydować o ludzkim losie. Dość szybko przekonuje się o tym hrabia Kent (rewelacyjny Ireneusz Czop), który najgorliwiej broni wydziedziczonej królewskiej córki i stara się okiełznać zimną furię władcy. Zimną, bowiem Jan Englert nie szarżuje, nie krzyczy, cedzi groźby i przekleństwa, by poniewczasie pójść po rozum do głowy. Żegna się z władzą, przytłoczony wiekiem i jej ciężarem, a jednocześnie nadal rozstawia pionki po szachownicy” – notuje Marek Zajdler w portalu naszteatr.pl. Czytaj więcej→
„Lear Englerta jest władcą, który odchodzi. Poddani jeszcze go słuchają, ale on sam nie ma już sił. Oddaje królestwo, bo chętnie by odpoczął po trudach aktywnego życia. Ale sprzeciwu jako autokrata nie przewiduje, dlatego Kent (świetny Ireneusz Czop), który ujmuje się za księżniczką, zostaje wygnany, tak jak ona sama, ośmieszona jeszcze wobec obu pretendentów do ręki. Dość szybko na scenie pojawia się grupa, do końca towarzysząca bohaterowi, składająca się z obojga źle potraktowanych.
[…] Gloucester Jana Frycza to człowiek wierny królowi, który grzeszy łatwowiernością, nie sprawdzając intencji swego syna Edmunda, po latach pojawiającego się na dworze. To wystarczy, by królestwo zachwiało się w posadach (choć ojciec miał tyle przyjemności z majstrowania syna). Przemysław Stippa błyskotliwie prowadzi rolę pozbawionego przywilejów bękarta, który przyjechał, by odebrać swoją część, a że nie ma żadnych skrupułów, więc sięga po wszystko, wykorzystując błąd Leara” – pisze Kalina Zalewska w portalu e-teatr.pl Czytaj więcej→
Danuta Stenka (Goneryla), Jan Englert (Lear, król Brytanii) w Królu Learze Williama Shakespeare’a w reżyserii Grzegorza Wiśniewskiego. Fot. Marta Ankiersztejn
„Jan Englert, odtwórca głównej roli, jest w idealnym wieku i doskonałej kondycji, by zagrać Króla Leara. Wielki aktor buduje na scenie głęboko tragiczną postać potężnego władcy, szczęśliwego ojca, pewnego siebie starca, który schodzi ze sceny życia. Przypadek jego bohatera dowodzi, że nie ma godnej starości, bo odbiera wszystko, nie ma godnej śmierci, gdy ponosi się sromotną klęskę z powodu błędnych decyzji, złej oceny ludzi, fatum. […] Król Lear Jana Englerta z determinacją nieuznającej sprzeciwu dzieli królestwo między wyniosłą, zaborczą, wyrachowaną Gonerylę Danuty Stenki i manipulowaną przez nią okrutną, impulsywną Reganę Ewy Konstancji Bułhak. Wydziedziczona za powściągliwość, szczerość w okazywaniu uczuć Kordelia Dominiki Kluźniak staje się Błaznem, który towarzyszy Learowi: komentuje, stara się mu przemówić do rozsądku, rzuca mu w twarz gorzką prawdę. Walczy o niego na różne sposoby. W kolejnym wcieleniu jest głosem poetycznego wyrażania uczuć (w songach). Prawdomówna, prowokująca do bólu, bo widzi nieszczęście ojca, przejęta z rozpaczy, bo nie może mu pomóc, kochająca czuwa nad nim, nie opuszcza go w swych tak różnych wcieleniach. To piękna, wzruszająca, mocna kreacja. Aktorka gra wspaniale, zadziwia skalą, różnorodnością, intensywnością wyrażanych emocji. Buduje wielowymiarową, pozbawioną ostentacyjnego wyrażania siebie postać. Zupełnie inną córką jest Goneryla stworzona z całego arsenału mocnych, wyrazistych, może nawet przerysowanych środków wyrazu przez Danutę Stenkę. Jej postać – monstrum, typ tyrana, szwarccharakteru – jest zimna, wyrachowana, bezwzględna, nie ma skrupułów, by upokorzyć, złamać, pozbyć się ojca, zniszczyć autorytet, wyeliminować króla, jakby się go bała, chciała ukarać albo na nim zemścić. Gdy ma już władzę mataczy, spiskuje bezwstydnie, bez poczucia winy. Ma sprzymierzeńca w siostrze Reganie Ewy Konstancji Bułhak, która jest uległym, podatnym na wpływy, sterowanie, manipulację ale z natury okrutnym, impulsywnym, przez to bardzo niebezpiecznym, bo nieobliczalnym przywódcą. Nad Królem Learem czuwa jeszcze lojalny, wierny, oddany Książę Kentu w kreacji Ireneusza Czopa, który podobnie jak Kordelia w przebraniu Błazna towarzyszy starcowi w drodze do zatracenia.
Równolegle do historii upadku Leara opowiadana jest historia zaślepienia innego ojca, Hrabiego Gloucestera, granego przez Jana Frycza. Tym razem chodzi o przywileje, miłość ojca do synów, uczucia synów do ojca. Jeden jest bękartem i czuje się dyskryminowany, niedoceniany, ledwie tolerowany a drugi, ten z prawowitego łoża, mimo że jest lekkoduchem, wywyższany. Wątek jest interesujący, bo zagrany przez Przemysława Stippę Edmund, przekonująco dowodzi, że w dziecku spychanym ciągle na plan drugi, traktowanym instrumentalnie, obserwującym jak jego matka jest lekceważona przez ojca, wyzwala się zło: potrzeba odwetu, zdrady, chęć zemsty. Z nawiązką to sobie kompensuje. Uwodzi obie siostry, im podobny. Zdradza. Hańbi rodzinę. Wychodzi na jaw uknuty przez niego i przeprowadzony perfidny plan. Kończy przegrany. Aktor jest tak dobry w roli pokrzywdzonego, że budzić może zrozumienie i współczucie. Stippa tworzy pełnokrwistą, wiarygodną postać” – zauważa Ewa Bąk na blogu Okiem Widza. Czytaj więcej→
„Warto tutaj zauważyć kreację Jan Frycza jako hrabiego Gloucestera i gościnnie występującego świetnego Ireneusza Czopa jako hrabiego Kent. Z kolei pomysł obsadzenia roli Kordelii i Błazna tą samą aktorką – sam w sobie nienowy – okazuje się w przypadku doskonałej w obu rolach Dominiki Kluźniak bardzo trafny, ponieważ dzięki temu racje Kordelii dochodzą do głosu i zostają wypowiedziane” – pisze ks. Andrzej Draguła w portalu Więź.pl. Czytaj więcej→
„Ogólna wizja, także plastyczna, jest tu ważniejsza niż psychologia. A jednak miotanie się córek jest znakomicie wygrane przez Danutę Stenkę i Ewę Konstancję Bułhak. Obie są przerysowane, ale miewają ludzkie odruchy. […] Dominika Kluźniak jest znakomita w obu rolach: oszczędna w środkach wyrazu jako dobra Kordelia, buzująca melancholijnym wigorem jako Błazen. […] Przemysław Stippa świetnie prowadzi mrocznego Edmunda, torującego sobie drogę kosztem brata i ojca, chwilami niesionego gorączką pośpiechu, chwilami po lisiemu przyczajonego. Stippa z pasją wyrzuca z siebie racje człowieka, który chce dorównać innym, za cenę zbrodni. […]
Oczywiście wzrok widzów spoczywał na Janie Englercie. Miałem poczucie, że jego role w Narodowym stawały się w ostatnich latach jakimś generalnym bilansem, lekcją życiowego doświadczenia udzielaną nam. Taki był Baron Münchhausen ze sztuki Macieja Wojtyszki czy tytułowy komediopisarz z widowiska Fredro. Rok Jubileuszowy. Tu jest inaczej. Aktor nie jest naszym sumieniem, świadomym wychowawcą. Jest gniewnym, najpierw dominującym, a potem załamanym, owładniętym obsesjami starcem. Uczy nas, owszem, ale własnym przykładem.
Jako Lear upadły, popadający w obłęd Englert jest powściągliwy, wyciszony. Wokoło krzyczą inni, on robi to rzadko. Nabiera nawet jako wygnaniec jakiegoś nowego majestatu. To majestat wglądu w rzeczy ostateczne. Pojawiają się wtedy u niego nawet nuty pewnej miękkości, Englerta, dawnego amanta. […] Z pewnością jest to tekst o starości. O nieuchronności wojny pokoleń. Jan Englert daje twarz wszystkim tym obserwacjom, pośrednio kłopotliwym dla niego samego. Odkrywa tamtą postać. Ale odkrywa też siebie. Za cenę pewnego ekshibicjonizmu, który jednak nie drażni, a przynosi niełatwe oczyszczenie. W pewnym momencie pokonany już król dostaje sobowtóra, który niejako za niego pozbywa się szat. To kwintesencja tej ważnej, wykutej ze szlachetnego kamienia roli” – podkreśla Piotr Zaremba w „Polska Times”. Czytaj więcej→